Siedziałyśmy razem z Julią u mnie w domu pisałyśmy piosenkę dla mojego marzyciela (podopiecznego z fundacji).
- Wydaję mi się, że tutaj zamiast D-mol powinno być E- mol - przerwała Julia.
- Może masz rację... - zagrałam to samo zmieniając te chwyty. Miała rację było lepiej. - Faktycznie. - powiedziałam jej poprawiając chwyty w zeszycie. Usłyszałam dzwonek do drzwi i zbiegłam na dół. Słyszałam powolne kroki Julii za mną przez co się uśmiechnęłam. Kiedy otworzyłam drzwi zobaczyłam Louisa i resztę zespołu.
- Hej - powiedziałam z uśmiechem. Starałam się, zeby wyglądał na szczery, ale nie mam pojęcia czy sie udało.
- Wszystko w porządku? Wyglądasz na przemęczoną. - powiedział Lou przyglądając mi się.
- Wiesz sporo zajęć... I ten... - nie wiedziałam co powiedzieć.
- Bo Kaja, ma teraz sporo marzycieli i ciężko jest, ale daje radę. - powiedziała Julia wyrastając zza moich pleców. Ta dziewczyna była moim błogosławieństwem, jak ja ją kocham. Nie chciałam, zeby Lou wiedział, że mam problemy z byłym. Mój brat ma swoje problemy, a jeszcze ja będę przelewać mu moje, bez sensu. Nieważne.
- To może wejdźcie. - powiedziałam.
- Nie ma mamy? - spytał Louis rozglądając się po domu.
- No nie ma wyszła na zakupy. Za chwile pewnie przyjdzie. - odpowiedziałam. - Ale dopóki jej nie ma nic nie zjecie, bo w lodówce pusto. - dodałam uśmiechając się. Louis odwzajemnił ten gest siadając na kanapie i włączając telewizor. To samo zrobiła reszta zespołu.
- Idziemy na górę. - powiedziałam.
- Ty to zawsze się szybko zmywasz słońce... - skomentował Zayn.
- Bo wiesz kotku, nie za bardzo mam z tobą o czym gadać, bo twoje IQ jest jedno liczbowe, a moje jednak trochę większe, co biorąc pod uwagę twój wiek jest trochę dziwne, czekaj, nawet bardzo dziwne. - powiedziałam.
Odwróciłam się na pięcie i poszłam na górę. Tuż za mną szła Julia. Otworzyłam przed nią szeroko drzwi mojego pokoju, a kiedy weszła głośno trzasnęłam drzwiami.
- Nie sądzisz, że powinnaś powiedzieć Louisowi o Davidzie i o kłopotach z nim?. - powiedziała cicho zanim zdążyłam usiąść.
- Louis ma swoje własne kłopoty i nie potrzebne mu moje. - powiedziałam powoli.
- Ale powinien wiedzieć, jesteś jego siostrą. Zależy mu na tobie. - odpowiedziała równie wolno.
- Słuchaj, moje problemy, to moje problemy i tylko ty i ja możemy o nich wiedzieć.
- A twoja mama?
- Ona też nie wie wszystkiego... - powiedziałam zmieszana. - Ale tak jest lepiej dla niej - dopowiedziałam szybko.
- KeKe (czyt. Kiki) - westchnęła, ja również.
- Tak wiem, że wpakowałam się w gówno, ale coś wymyślę, żeby z niego wyjść.
- Co? - zapytała. Zastanowiłam się. Przecież sama nie wiem, ale coś muszę jej powiedzieć...
- Coś. - odpowiedziałam. Wow kreatywnie. Miałam ochotę zacząć klaskać. Julia popatrzyła na mnie, ale nic nie powiedziała. Byłam jej za to cholernie wdzięczna. W tej niezręcznej ciszy usłyszałam otwierane drzwi wejściowe. Mama wróciła pomyślałam. Zeszłam na dół łapiąc spojrzenia chłopaków. Musiałam jakoś uwolnić się od Julii. Ona zawsze była zwolenniczką prawdy, ale tym razem kłamstwo było nieuniknione . Pomagałam mamie rozpakowywać zakupy, a Julia rozmawiała z Harrym i chichotała.
- Pokłóciłyście się? - z zamyślenia wyrwały mnie słowa mamy.
- Emm co? Nie. - odpowiedziałam nadal zamyślona.
- No cóż wyglądacie jakbyście się pokłóciły...
- Nie.... po prostu mamy inne zapatrywania na różne rzeczy... Ale zaraz nam... Przejdzie... Tak... przejdzie...- wyjąkałam nie będąc pewna co mówię, ale mama widocznie zauważyła, że ten temat jest dla mnie ciężki, więc przestała go drążyć. Dzięki Bogu.. Kiedy skończyłyśmy rozpakowywać zakupy, zabrałam jabłko, wyszłam z kuchni i usiadłam Louisowi na kolanach w salonie.
- Co znowu dzieciaku? - zapytał Louis łapiąc mnie za brzuch, a ja szybko zabrałam jego dłonie.
- No tak zapomniałem... Przecież masz gilgotki. - powiedział zaczynając mnie łaskotać. Zaczęłam krzyczeć i miotać się.
- Dobra dość! - mama przyszła z odsieczą. Podniosłam się i zadziornie uśmiechnęłam.
- To jeszcze nie koniec Lou.- powiedziałam.
- Pięknie wyglądasz. - wyszczerzył sie Malik. Na początku nie wiedziałam o co mu chodzi i stałam zdezorientowana patrząc trochę na niego i resztę.
Kiedy zorientowałam sie, że przecież miotałam się na wszystkie strony i mam potargane włosy przewróciłam oczami i przeczesałam je palcami.
- One układają się z wiatrem. - zaśmiałam się. Usłyszałam z kuchni ciężki kaszel i szybko tam poszłam.
- Mamo wszystko w... - przerwałam kiedy zobaczyłam mamę plującą krwią, nie wiedziałam co zrobić.
- Louis! - krzyknęłam przerażona. Szybko wbiegł do kuchni i kiedy zobaczył co się dzieje kazał mi wyjść.
- Nie wyjdę stąd oszalałeś?!- krzyknęłam. Louis skinął do Nialla, żeby mnie powoli wyprowadził z kuchni. Krzyczałam, bluzgałam i walczyłam z nim. Wszystko na nic i tak był silniejszy. Usiadł na kanapie, a ja byłam zmuszona siedzieć mu na kolanach. Z oczu popłynęły mi łzy bezsilności. Julia uklęknęła przede mną i coś mówiła, ale ja nie słuchałam, bo nadal walczyłam z Niallem. W pewnym momencie Niall odwrócił mnie i przytulił do swojego torsu.
- Nic jej nie będzie, Louis już wezwał karetkę. Będzie w dobrych rękach. - dopiero w ramionach blondaska trochę się uspokoiłam. Może właśnie tego potrzebowałam... Może po prostu potrzebowałam trochę ciepła i kojących słów..Kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi wzdrygnęłam się. Wiedziałam, że przyjechało pogotowie po mamę. Kiedy zabierali ja do karetki, powiedzieli, ze mogą wziąć dwie bliskie osoby. Louis nie wahał się i wszedł do samochodu razem ze mną. Poprosił chłopaków żeby też pojechali osobnym samochodem i żeby wzięli ze sobą Julię, chociaż o to nie prosiłam. Mój brat dobrze wiedział, że będę potrzebować jej wsparcia. Mimo, że nie była moją biologiczną mamą była dla mnie bardzo ważna i zawsze dobrze się dogadywałyśmy. Nigdy nie była typową macochą, bo była prawdziwą mamą. Kiedy przyjechaliśmy do szpitala i skończyły się wszystkie formalności, mamie przydzielono salę. Siedziałam w poczekalni kiedy ją badano, chociaż mogłam tam być wolałam zostać tutaj, nienawidziłam szpitalnych sal. powtarzałam sobie w myślach, że wszystko będzie w porządku, ale nie mogłam w to wierzyć. Lekarz coś powiedział, a Louis spochmurniał. Co do cholery się dzieje?! Kiedy lekarz wyszedł z sali, Louis poszedł za nim. Wstałam i zagrodziłam mu drogę.
- Co się dzieje? Co z mamą? - zapytałam.
- Mama... Mama... ona ma... ona ma raka płuca. - oparłam się o ścianę i osunęłam w dół. Zaczęłam płakać. Louis kucnął przede mną.
- To tylko diagnoza, będą ją jeszcze badać... Ale na razie zamieszkasz u mnie.- przez chwilę myślałam, ze żartuje, ale kto mógłby żartować w takiej chwili? Mówił prawdę. Nie chciałam mieszkać z Lou, bo to znaczyło, ze bedę częściej spotykać tych głupków z zespołu. Jednak nie miałam siły się o to kłócić więc tylko pokiwałam głową. Bałam się, ze mama umrze i będę musiała mieszkać z nim długo, za długo. Postanowiłam wejść do sali. Jednak od razu kiedy tam weszłam zakręciło mi się w głowie i nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Ciemność...
________________________________________________
No to tego... Ja biorę sie za kolejny rozdział, a Wy komentujcie! ;)
David Schmidt (19 l.) - były chłopak Kaji. Jest dilerem narkotyków. Wszędzie są porozstawiani jego kumple. Jest największym koszmarem Kaji. Będzie ją prześladował. Uważa, zę ona jest tylko jego i skoro on nie może jej mieć, to nikt nie będzie jej miał.
Okej no to mamy nowego bohatera. Nie wstawiłam go do bohaterów, bo po pierwsze, stwierdziłam, że jest tam nie potrzebny, a po drugie, bo o nim zapomniałam xd Przyznaję się do grzechu... <3