sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 6 "Mój przybrany brat właśnie stał się prawdziwym bratem."

- Ughh... Trzeba go zdusić w zarodku, czyli po prostu poczekać na dobry moment i załatwić jego kumpli, a potem zająć się nim. - odpowiedziałam szeptem, chociaż wiedziałam, że gdyby coś się wydarzyło to na nich mogłam liczyć...


... Oni zawsze mnie bronili, bo nie jest trudno się domyślić, ze przez moją niewyparzoną mordę często wpadałam w tarapaty.
- Ej, a mówiłaś, ze masz chodzić do London Arts... - zmienił temat Jus.
- No, tak Louis mnie namawia i się zastanawiam... - odpowiedziałam nieśmiało.
- I moim zdaniem to bardzo dobrze, ze cię tam namawia! - krzyknęła Julia klaszcząc w dłonie.
- No nie wiem... Na wejściu, trzeba zaśpiewać trzy piosenki, a potem rozmawiasz z każdym nauczycielem, który cię oceniał osobno, a jest ich troje. Nie wydaje mi się, że to szkoła dla mnie.
- To jest szkoła jak najbardziej dla ciebie, chodzą tam utalentowani ludzie, jak ty, zawsze warto spróbować... A tak w ogóle Julia też powinna spróbować. - wtrącił Nick.
- Jak ona spróbuje to ja też. - powiedziałam
- Wyzwanie przyjęte. - odpowiedziała, parskając śmiechem.
- A tak w ogóle... To jak się mieszka w pałacu księżniczko? - zapytała Julia.
- Prosze cię... Żaden pałac zwykły dom...
- Dobra, dobra nie udawaj. - wtrącił Jus.
- No ok. Ten dom jest po prostu zajebisty! - krzyknęłam. - Taki gigantyczny, taki przestrzenny. Moje łóżko jest takie wygodne. A w ogóle w tym domu jest około 10 pokoi, kiedy szczerze powiedziawszy są nam potrzebne może 4. Wszystkie są takie giagantyczne, a mój to już zupełnie. Gigantyczna garderoba i łazienka. Mnóstwo prywatności. Cały pokój do mojej dyspozycji. Jest zajebiście, ale jednak czegoś brakuje. - ostatnie zdanie powiedziałam zupełnie tracąc animusz. Wręcz przeciwnie zaczełam smutnieć.
- Ojeju, biedna... - wszyscy mnie przytulili.
- Dobra, nie ma co się nad sobą użalać, stało się i koniec, widocznie tak miało być... Chodźcie wracamy do domu. - powiedziałam i wszyscy automatycznie się ruszyli.

***

Kiedy byliśmy już pod moim domem ciężko było nam się pozegnać, ale w końcu wzięliśmy się w garsć i kiedy miałam wchodzić do domu Justin zatrzymał mnie.
- Prawie bym zapomniał... Masz, bo moze ci się przydać. - powiedział wręczajac mi pistolet. Nie chciałam go brać, ale miał rację mógł mi się przydać w każdej chwili. - I nie waż ruszać się bez niego z domu. - dodał. Kiwnęłam głową, ucałowałam go w policzek i weszłam do domu chowajac pistolet pod kurtką.
- Cześć. - przywitał mnie Louis. Eleanor spała na jego ramieniu.
- Hej. Idę spać - powiedziałam.
- Nie jesteś głodna?
- Nie, bardziej jestem zmęczona. - bo byłam... Byłam zmęczona chowaniem tego cholernego pistoletu. Lou już się nie odezwał, wiec mogłam spokojnie odejsć. Jak z procy wbiegłam po schodach i znalazłam się w ciemnym pokoju. Cicho zamknęłam drzwi i zapaliłam światło. Zastanawiałam się gdzie schować to cholerstwo. Zajrzałam pod łóżko. Moja szkatułka! Czemu nie pomyślałam? Otworzyłam ją. Były tam tabletki na uspokojenie i dwie żyletki, też na uspokojenie. ;) A teraz znajdował się tam również mój pistolet.
- Przepraszam tato, za to co robię.- wyszeptałam patrząc w sufit. Poszłam do łazienki. Wzięłam długi prysznic i ubrałam piżamę, która składała się ze starej bluzy i dresowych szortów. Nie miałam problemów z zaśnięciem, wręcz przeciwnie zasnęłam po paru minutach.

***

Kiedy tylko się obudziłam usłyszałam kłótnię. Nie była to kłótnia Louisa i Eleanor. Była to kłótnia chłopaków. Co więcej Lou próbował ich uspokoić. Wstałam i wyjrzałam przez okno. Spore zachmurzenie i wiatr. Brr. Podeszłam do garderoby i wybrałam ciuchy. Upięłam włosy w kok i umalowałam się. Bez make'upu wyglądałam jak kaszalot.  Szybko zeszłam na dół.
- Co tu się kurwa dzieje?! - krzyknęłam widząc wskakujących sobie do gardeł trzech chłopaków i dwóch próbujących ich uspokoić. Na marne. 
- Nie interesuj się księżniczko. - powiedział Zayn, który jako jedyny zwrócił na mnie uwagę.
- Ok. Zabijcie się. - powiedziałam i powoli zaczełam odchodzić.
- Stój. - Eleanor złapała mnie za nadgarstek. - Jeśli możesz coś zrobić to zrób to błagam. Oni naprawdę się zaraz pozabijają.
- Czekaj. - powiedziałam zmierzajac w stronę kuchni. Wzięłam półtoralitrową butelkę coli i wróciłam do nich. 
- Co ty chcesz zrobić? - zapytał Louis.
- Na pewno nie będę tego pić - powiedziałam. - Słuchaj mnie - zwróciłam się do El. - Jak tylko wyleje na nich zawartość tej butelki zaczniesz ze mną piszczeć, tak dla pewności, zeby ich zupełnie zdezorientować - mówiłam szeptem chociaż w tym hałasie mogłam krzyczeć, a i tak nikt nie zwróciłby na mnie uwagi. eleanor pokiwała głową. Odkręciłam butelkę i wylałam na kłócących się chłopaków jej zawartość. 
Razem z Eleanor zaczęłyśmy piszczeć, bo jak przewidziałam chłopcy zaczęli się wydzierać, że to nowe ciuchy itp...
- Cicho bądźcie! - krzyknęłam. - Co się dzieje?
- Zapytaj... - odezwał się Niall
- Mówiłam cicho. -przerwałam mu. Wyglądali na zdezorientowanych. - Dobra, dobra żartowałam... Więc? O co chodzi?
- Najlepiej zapytać króla Harrego... - odezwał się znowu Niall. Patrzyłam na nich zdezorientowana i czekałam na odpowiedź któregoś z nich. Coraz bardziej zaczynałam się denerwować.
Patrzyłam z jednego na drugiego. Zaczęłam tupać noga wyczekująco.
- Przed chwilą mieliście kurwa tyle do powiedzenia. - zauważyłam. - Harry. - zwróciłam się do niego. - Chodź, pogadamy na spokojnie o co chodzi. - powiedziałam wyprowadzajac go za rękę z salonu. Weszliśmy do mojego pokoju. Trzasnęłam drzwiami i przysunęłam krzesło do łóżka, tak żeby usiąść na przeciwko Harrego. 
- Wiec o co chodzi? - zapytałam.
- Chłopacy uważają, że gwiazdorzę. - powiedział prosto z mostu.
- Mhhm i to cię uraziło co? - kiwnął głową.  - A jeśli to prawda. - zasugerowałam. - Bo jest takie malutkie, maluteńkie prawdopodobieństwo, że gwiazdorzysz. - powiedziałam. Chłopaka zamurowało.
- Ja nie gwiazdorzę! - krzyknął. 
- Dobra, dobra. Nie unoś się, ja tylko sugeruję. No spójrz to twoi przyjaciele i raczej nie powiedzieliby ci tego w oczy, jeśli tak nie jest. Tak mi się wydaje przynajmniej, ale co ja tam moge wiedzieć. Czyli ty uważasz, że nie gwiazdorzysz, tak?
- Tak. 
- To wpuszczę dwoje chłopaków z zespołu i poznamy ich zdanie, ok?
- Ok. - wpuściłam do pokoju Nialla i Zayna, w końcu to oni się z nim kłócili, potem jeszcze poznam wersje tych dwojga, którzy chcieli ich uspokoić.
- Dobra, więc Harry powiedział, że uważacie, iż on gwiazdorzy. Na jakiej podstawie tak myślicie? - zapytałam.
- Jakie wzniosłe słowa. - skomentował Zayn.
- Czegoś się  w końcu uczyłam w szkole. - odpowiedziałam - Więc. - ponaglałam machając rękoma.
- Więc.. - zaczął Zayn. - Harry uważa się za najważniejszego w tym zespole... - Harry chciał mu przerwać, ale go uciszyłam.
- Czemu tak myślisz? - zapytałam.
- Czemu? Cały czas chce mieć jak najwięcej solówek w piosenkach i grozi odejściem z zespołu.
- Co? Harry serio? - zapytałam.
- Święty król ci nie powiedział. - Zayn udawał zdziwienie.
- Dobra, nie mogę rozmawiać tylko z waszą trójką. - podeszłam do drzwi i zawołałam Lou i Liama, ale za to wyrzuciłam z pokoju Harrego.
- Dobra chłopaki, powiedzcie co chcecie zrobić z Harrym?  - zapytałam.
- To powinna wiedzieć chyba pani psycholog. - powiedział Zayn
- Zamknij się. - skarcił go Liam. - Ona chce nam pomóc.
- Rozmawialiście z nim? Ale tak szczerze.
- Nie.
- To pokłóciliście się z nim nawet szczerze z nim nie rozmawiając?! - krzyknęłam.
- No jakoś tak wyszło... - tłumaczył Liam.
- Ok, ok Kaja spokojnie, to tylko chłopacy - mówiłam do siebie. Z powrotem wpuściłam Harrego.
- Chłopaki, przyjaźnicie się, szaleją za wami dziewczyny, a wy kłócicie się, bo coś wam się wydaje. Ok, Harry nie powinien chcieć mieć najwięcej solówek z całego zespołu i nie powinien straszyć resztę chłopaków, tym , że odejdzie z zespołu. Moim zdaniem przyjaciel, nie powinien chcieć być lepszy od reszty przyjaciół, a reszta przyjaciół, powinna z nim o tym na spokojnie porozmawiać, a nie od razu się  kłócić. Jesteście przyjaciółmi tak? Simon połączył was w jedną całość, żebyście coś osiągnęli, a nie po paru latach przebywania razem w zespole kłócili się o byle co. Chyba, że chcecie powiedzieć "papa" karierze.
- Najgorsze jest to, że ona ma rację. - skomentował Zayn.
- Taka prawda. - powiedział Lou.
- Skąd ty to wiesz? - zapytał Liam. - Ta gadka, jak psychologa..
- W szkole, często przebywałam u pani pedagog. - powiedziałam szczerząc się. Zayn się zaśmiał. - Nie myśl sobie... Pisałam wypracowanie o pracy pedagoga i siedziałam u niej całe dnie przez dwa tygodnie. - zaśmiałam się. - A najlepsze było to, że nic nie musiałam przepisywać od kolegów. - dopowiedziałam.
- Kaja idziemy na zakupy. Teraz. - Eleanor wpadła do pokoju jak torpeda.
- Co cię oswieciło? - zapytałam śmiejąc się.
- Nie szczerz się na zakupy idziemy, ciuchów nie mam, a w lodówce też pustki. 
- Dobra, dobra. Daj mi pięć minut. - powiedziałam, a Eleanor razem z chłopakami się rozeszli.  Stwierdziłam iż muszę się przebrać i zmienić fryzurę. Wybrałam, więc ciuchy i nawet nie szłam do łazienki. Zrobiłam kreski i uczesałam włosy przed lustrem mojej małej toaletki. Popsikałam się perfumami i zeszłam na dół gdzie Eleanor czekała na mnie ubrana w to.
- Gotowa jesteś? - zapytała widząc mnie w salonie. W odpowiedzi kiwnęłam głową.
- Zabieram auto. - powiedziała El machając kluczykami przed oczami Lou i szybko wybiegając z salonu trzymając moją dłoń.
- Mogę prowadzić? - zapytałam robiąc oczy szczeniaczka.
- Nie masz prawa jazdy. - zauważyła.
- No proszę, do galerii nie jest tak daleko.
- Ok. - powiedziała dajac mi kluczyki. Wsiadłam do czarnego Forda Mondeo i poczekałam na El.
- Zapnij pasy. - upomniała mnie. Odpaliłam i ruszyłam. Postanowiłam pojechać dłuższą drogą i trochę lepiej poznać sie z samochodem. Jechałam szybko, bo kocham szybką jazdę. Widać, że Eleanor to nie przeszkadzało. Kiedy dojechałyśmy na miejsce El nie denerwowała się, ze pojechałam dłuższą drogą, ani, że przycisnęłam gazu. Nieźle zaszalałyśmy, kupiłyśmy mnóstwo rzeczy. Kupiłam butybutybutybutybutykoszulębluzkęszortyszortyszortyspodnie i strój kąpielowy. Dość sporo nie? Ale mogło być gorzej. W drodze powrotnej Eleanor prowadziła i też mocno przyciskała pedał gazu. Wróciłam do domu zmęczona i kogo zastałam? Całą ekipę 1D. Przynajmniej się nie kłócą pomyślałam.
- Jesteście głodne? - zapytał Lou gdy tylko weszłyśmy do domu. - Zamówiliśmy pizzę.
- Nie mam ochoty na pizzę. - powiedziałam.
- To na co księżniczka ma ochotę? - zapytał Zayn kłaniając mi się.
- Mam ochotę usiąść w samolocie do Polski i spotkać się z rodziną. - odpowiedziałam popychając go i jednocześnie robiąc sobie przejście do schodów. Kiedy byłam już w moim pokoju głośno trzasnęłam drzwiami. Usiadłam na łóżku. Do pokoju wszedł Louis.
- Jeśli tak bardzo chcesz to po pogrzebie mamy możesz zostać w Polsce na ile zechcesz. - powiedział siadając obok mnie.
- Naprawdę? - zapytałam, a mój brat w odpowiedzi kiwnął głową. Mój przybrany brat właśnie stał się prawdziwym bratem.

______________________________________

PRZECZYTAJ MNIE!!
Jeśli właśnie tu jesteś i to czytasz, to błagam napisz w komentarzu chociaż kropkę. Dla Ciebie to tylko kropka, a dla mnie to coś bardzo ważnego. Po prostu chcę zobaczyć ilu Was jest i ilu mnie czyta, żeby wiedzieć czy pisanie tego ma sens.
Są wakacje, więc rozdziały mogą być rzadziej dodawane, ale będą dodawane, nie martwcie się, jeśli chcecie być na bieżąco to zaobserwujcie! <3

piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 5 "(...) Gdyby coś się wydarzyło to na nich mogłam liczyć"

Nikt mnie nie zatrzymał, bo wszyscy byli zbyt urazeni tym co przed chwilą powiedziałam...

Mam dość życia w tym pieprzonym domu... Dlaczego on się nie odezwał? Dlaczego żaden z nich się nie odezwał? To były jedyne myśli, które teraz miałam w głowie.


 Muzyka

*** Oczami Eleanor ***

- Wiesz co Louis? - chłopak spojrzał na mnie pytajaco. - Faktycznie jesteś pizda. Jak mogłeś nie obronić własnej siostry? - zapytałam. Chciał odpowiedzieć, ale mu przerwałam. - Pytanie retoryczne... - powiedziałam z ironią. Postanowiłam, ze musze z nią pogadać.Kiedy wchodziłam po schodach, minęła mnie Kaja ze łzami w oczach.
- Louis, ja nie mogę tak dalej. - powiedziała spokojnie. - To wszystko to dla mnie za dużo. Mam dość. A jeszcze kłócę się z najbliższą mi osobą. Tak nie moze być. Musimy w końcu pogadać - widać że była zdeterminowana, ale denerwowała się.
- O czym chcesz pogadać? - spytał zdezorientowany. Jaki on głupi.
- O wszystkim, o mamie, o twoim domu, o starym domu, o twoich przyjaciołach i na końcu o nas...
- Już się boję. - przerwał jej. Kaja rozejrzała się po salonie, w którym był cały zespół, ona, Dan i teraz też ja.
- Chłopaki, nie wyganiam was, ale... - powiedział Lou zmieszany. Zrozumieli, pożegnali się i poszli. Postanowiłam im nie przeszkadzać i również wyszłam. Uśmiechnęłam się delikatnie do Kaji już mnie nie było w salonie.

*** Oczami Louisa ***

Bałem się tej rozmowy. Siedziałem na kanapie i czekałem co nastąpi.
- Więc... Co z pogrzebem mamy? Skąd weźmiemy pieniądze? Gdzie ją po... pocho... pochowamy? W Polsce z tatą, czy tutaj? - zapytała, a łzy zaczęły jej spływać po policzkach, ale od razu je wytarła.
- Nie wiem, jeszcze kiedy dokładnie będzie pogrzeb, ale zamierzałem zadzwonić do zakładu pogrzebowego, żeby zabrać mamę ze szpitalnej kostnicy i powoli coś załatwiać. - Kaja kiwała głową. - Pieniędzmi się nie martw, ja sobie poradzę.
- Przestań, nie będziesz sam za to płacił. To nie jest tanie. 
- Jak chcesz mi pomóc, przecież nie zarabiasz...
- Ale będę, coś wymyślę...
- Co? - zapytałem zaciekawiony.
- Coś. - ja już ją znam, mówiła tak zawsze, kiedy nie potrafiła wymyślić nic lepszego. Nie ważne.
- Rób co chcesz. Ja sam mógłbym się tym zająć uparciuchu. - Kaja westchnęła zezłoszczona, ale nic nie powiedziała.
- Wydaje mi się, ze powinniśmy ja pochować z tatą. Tak chyba będzie w porzadku. - powiedziała po chwili ciszy. Pokiwałem głową. - W takim razie jedna sprawa już obgadana. - powiedziała i odetchnęła z ulgą. 
- Teraz wydaje mi się, zę powinniśmy ustalić jakieś zasady co do mojego domu. - powiedziałem. Moja siostra kiwnęła głową.
- No więc tak. W tym domu każdy kazdego szanuje. Jeśli coś ci nie pasuje, to mów to. Jeśli, chcesz zaprosić Julię, czy kogoś innego, mozesz, ale powiedz mi to. Jeśli wychodzisz to powiedz mi chociaż, o której wrócisz. I jeśli dałabyś radę, to nie kłóć sie za bardzo z moimi kumplami.
- Le to oni sami proszą sie o kłótnie. -spojrzałem na nia wymownie. - No dobra postaram się, ale to będzie trudne...
- I błagam cię, nie pal tutaj papierosów.
- Skad wiesz, że palę?
- Nie trudno to wywnioskować, czasem to po prostu czuć.
- No ok, postaram się, ale tego też nie obiecuję - westchnąłem, 
- Czyli zasady też ustalone? - zapytałem. Kaja kiwnęła głową.
- To co, ze starym domem? - zapytała.
- Nie wiem. Jakoś nie mam serca go sprzedawać. może jak bedziesz miała osiemnaście lat to tam zamieszkasz, a póki co go zostawimy. - widać, zę była z tego zadowolona. 
- To teraz chciałam porozmawiać, o twoich kumplach, bo mnie odrobinę denerwują. Każdy z nich w swój własny sposób. Liam tą swoja niewinnością, Niall tą swoją nachalnosćią, Harry, tą swoją cholerną pewnością siebie, a Zayn, on wkurza mnie całym sobą. Tym jaki jest. A ty dobrze wiesz jaki on jest.
- No wiem, potrafi być wkurzający, ale tak naprawdę jest miły.- Kaja przewróciła oczami. Nie zgadzała się ze mną, ale nie chciała się kłócić.
- no i co w związku z tym, ze cię wkurzają? -zapytałam wracając do tematu.
- No to, że chciałabym, żeby rzadziej tu przychodzili, jeśli to możliwe.
- Postaram się.
- Louis? 
- Mmm 
- Przepraszam, że sprawiam kłopoty i ze jestem jaka jestem, chciałabym być taka jak Eleanor. Słodka gaduła niesprawiająca problemów. - przytuliłem ją.
- Nie potrzebujemy drugiej Eleanor. Jesteś taka, jaka jesteś i taką cię kocham. Niska gaduła, o ostrym charakterze. Tka właśnie jesteś i jeśli komuś się to nie podoba to niech spierdala. - powiedziałem. Kaja odsunęła się ode mnie i uśmiechnęła się. 
- Jakoś sobie z tym wszystkim poradzimy. - powiedziałem.


*** Oczami Kaji ***

Kiedy uśłyszałam mój telefon, rzuciłam się w stronę schodów. Nieznany numer. Odebrać, czy nie? Odebrać? A co jeśli to ON? biłam się z myślami. Postanowiłam odebrać.
- Ha.. Halo?
- Już się bałem, ze nie odbierzesz skarbie. - no nie, kurwa.
- Nie jestem twoim skarbem. Pamiętasz? - starałam się, żeby mój głos brzmiał na opanowany, ale chyba mi nie wychodziło, bo cholernie się bałam tego kolesia.
- Jeszcze nie
- O co ci znowu chodzi?
- Nie pamiętasz? Jeśli ja nie mogę cię mieć, to nikt nie będzie cię miał, rozumiesz?
- Nigdy mnie nie miałeś i nikt niegdy nie będzie mnie miał, bo nie jestem cholerną zabawką! - krzyknęłam.
- Nie unoś sie tak, bo możesz za to zapłacić. - zapomniałam. Jego kumple są wszędzie. - I pamiętaj mam cię na celowniku. - usłyszałam strzał z pistoletu. David się rozłączył. Bałam się. Usiadłam opierajac się o łóżko. Chciałam otworzyć drzwi i wyjsć, ale ktoś chciał wejść do mnie. Chwilowy zawał.
- Louis wystraszyłeś mnie. - powiedziałam widząc jego zdezorientowany wzrok.
- Z kim rozmawiałaś? Wszystko w porządku? - westchnęłam. Chyba w końcu muszę mu powiedzieć.
- Chodź. - powiedziałam schodząc mu z drogi do mojego pokoju. - Lepiej usiądź, bo jak będziesz stał, to jak stracisz przytomność to zrobisz sobie krzywdę. - uprzedziłam. Chłopak patrzał na mnie wyczekująco. Jak mam zacząć? Co mam mu powiedzieć? myślałam.
- Najlepiej prawdę. - mruknęłam do siebie.
- Z kim rozmawiałaś? - powtórzył.
- Z moim byłym.
- Byłaś bardzo zła, mówiłaś, ze się przyjaźnicie.
- Kłamałam.
- Co?
- Louis na prawdę chciałam ci powiedzieć, ale jakoś nie miałam odwagi, bo... Bo on był dilerem, na początku nie brał tylko sprzedawał, a potem zaczął brać i chciał mnie w to wciagnąć...
- Dałaś się?
- Nie przerywaj mi. - kiwnął głową. - Spróbowałam parę razy, ale jakoś nie jestem do tego stworzona... W pewnym momencie Davidowi zaczęło brakować pięniedzy na dragi. Wyłudzał je ode mnie i było w porządku, ale kiedy mu powiedziałam, ze nie mam już pieniędzy... On... On przetrzymał mnie w swoim domu przez trzy dni. Trzy najgorsze dni mojego życia. Byłam bita i... i gwałcona. - chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział co. - Kiedy jakimś cudem udało mi się uciec i coś sobie ułożyć, on mnie prześladował, nadal to robi. Uważa, że skoro on nie może mnie mieć, to nikt nie będzie mnie miał.
- Nie można tego gdzieś zgłosić?
- Nie! On ma wszędzie porozstawianych swoich kumpli. Jeden fałszywy ruch i on się o tym dowie. Jeśli chcemy załatwić jego, to trzeba załatwić jego kumpli. - ostatnie zdanie powiedziałam cicho. Nie wiadomo, czy nie mam gdzieś podsłuchu, on jest zdolny do wszystkiego.
- To co z tym zrobimy?
- Nie MY tylko JA. Jeszcze nie wiem, ale się dowiem.
- Kaja, nie dasz rady sama, po to masz mnie, zebym ci pomagał.
- Mam ciebie po to, zebyś żył! - krzyknęłam. - Nie chcę stracić kolejnej ważnej dla mnie osoby. - powiedziałam, a pojedyncze łzy zaczęły spływać mi po policzkach.
- Nie stracisz. - powiedział cicho przytulając mnie. - To dlatego, tak nienawidzisz wszystkich, którzy się do ciebie zbliżą. Chcesz ich ochronić.
- Tak, tak, ale nie Zayna. On mnie po prostu wkurwia.
- Przypomina ci Davida - skad on to wszystko wie. Jakiś kurwa wróżbita Maciej?
- Trochę. - przyznałam.
- Kiedy David jeszcze nie ćpał, też cały czas się kłóciliśmy. Ale nie chodzi, o to. Oboje są strasznie podobni. Może nie tak bardzo z wyglądu, ale są. - nie wiedziałam co mu powiedzieć Zayn po prostu przypominał mi mojego byłego i już. Na szczęście Louis już nie wnikał.
- Rób jak uważasz, jesteś prawie dorosła, ale pamiętaj, że zawsze mozesz na mnie liczyć - powiedział i wyszedł. Musze zadzwonić do Julii i chłopaków. Wszyscy zgodzili się na spotkanie.
Mielismy wszyscy być za godzinę w naszym miejscu.
Nasze miejsce to po prostu zwykła łąka nie daleko strumyka. Wyjrzałam za okno. było już trochę późno i chłodno. Stwierdziłam, ze wyjscie w krótkich spodenkach nie byłoby najlepszym pomysłem, więc się przebrałam. Poszłam na dół i zastałam Lou z Eleanor oglądajacych TV. Weszłam do kuchni omijając ich spojrzenia. Wzięłam jabłko.
- Wychodzę, musze obgadać porozmawiać z Julią i kumplami. Nie wiem o której wrócę, ale chłopaki mnie odprowadzą. To pa. - powiedziałam i wyszłam.

***

Kiedy byłam już na łące wszyscy na mnie czekali.
- Hej czika. - odezwał się Nick.
- Cześć. - odpowiedziałam.
- Co się dzieje? - Justin od razu zauważył. 
- To może usiadziemy. - zaproponowałam po czym usiedliśmy na trawie. - To tak z buta powiem. Louis wie o Davidzie. WSZYSTKO to co miałam mu powiedzieć wcześniej.
- No to super. - odezwała się Julia.
- No właśnie nie za bardzo. Bo skoro, on wie to teraz też jest zagrożony.
- To co robimy? - zapytał Nick.
- Czemu o wszystko pytacie mnie? - zapytałam.
- Bo jesteś taką naszą liderką. - odpowiedzieli.
- Ughh... Trzeba go zdusić w zarodku, czyli po prostu poczekać na dobry moment i załatwić jego kumpli, a potem zająć się nim. - odpowiedziałam szeptem, chociaż wiedziałam, że gdyby coś się wydarzyło to na nich mogłam liczyć...

___________________________________

Co myślicie? Wyszedł długi, więc stwierdziłam, że nie napisze go do końca. Przedstawię Wam Nicka ( Nicolasa) i Justina.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 
















Nicolas Henderson (18 l.) - przyjaciel Kaji i Julii. Kaja zawsze mu się podobała, ale ktoś stał im na przeszkodzie. Teraz nie chcą niszczyć przyjaźni. Jest pomocny i uczciwy. Kocha jesc lody. Nienawidzi kiedy ktoś nie szanuje dziewczyn.


















Justin Smith (19 l.) - przyjaciel Kaji i Julii. Jest realistą i twardo stąpa po ziemi. Kaja mówi na niego "wujek dobra rada", bo zawsze wie co robić w trudnych sytuacjach. Jego ulubionym kolorem jest fiolet. Potrafi grać na gitarze, ale nie lubi śpiewać.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Rozdział 4 "Na żadnego z was nie można liczyć..."

Kiedy byłąm już w naszym pokoju, poszłam się przebrać w piżamę i zmyć makijaż. Jak już skończyłam, położyłam się do łóżka. Nie miałam problemu z zaśnięciem.



 Muzyka

*** Oczami Kaji ***

Obudziły mnie silne promienie słońca. Pierwszą myślą, która przeszła mi przez głowę było Jak ja znalazłam się w łóżku? Dobrze wiedziałam, ze Louis wczoraj był zbyt pijany, zeby utrzymać się na nogach, a co dopiero, żeby zaniesć mnie do pokoju. Nie ważne. Zapytam El. To, ze byłam we wczorajszych ciuchach nie zadziwiło mnie. Postanowiłam wstać i ogarnąć się. Podeszłam do garderoby i wybrałam ciuchy. Ubrałam się i poszłam do łazienki, zeby przemyć twarz i nałożyć nowy makijaż. Kiedy byłam już w miarę ogarnięta poszłam na dół gdzie byli już Eleanor i Louis. Sytuacja pomiędzy nimi była napięta.
- Chcesz tosty? - zapytała El.
- Ymmm tak. - powiedziałam lekko zdezorientowana. Po chwili przede mną leżał talerz tostów z serem i pomidorem, a do picia herbata.
- Dziękuję. - powiedziałam uśmiechając się, odwzajemniła ten gest. Długo trwała niezręczna cisza. Aż w końcu nie wytrzymałam.
- Ludzie no, co się dzieje? Louis? -milczał. - Eleanor? - też. Umilkłam.
- Louis poszedł sobie gdzieś balować, a ja jak zwykle musiałam się wszystkim zająć. Jeszcze teraz, ma do mnie pretensje, że nie wstałam wcześniej i śniadania mu nie zrobiłam - powiedziała zakładając ręce na piersi.
- Serio tylko o to ci chodzi? Sądziłem, zę stać cię na więcej. - powiedział Lou i zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, zrobił się harmider. Wstałam.
- Cicho! - krzyknęłam. - Louis. To jest dziewczyna i ma prawo, być zła na to, że wczoraj zostawiłeś ją samą ze SWOJĄ siostrą, której ona nie zna. Eleanor. Wiem, że z Louisem czasem nie da się wytrzymać, ale on tak odreagowuje. Wiem, bo często kryłam go przed mamą. - powiedziałam uśmiechając się. - Ludzie, jesteście parą, a zachowujecie się jak ja z Zaynem. - wzdrygnęłam się wypowiadajac to imię. - Kochacie się. Nie? - pokiwali głowami. - To okażcie  to sobie. Wiem, ze czasem nerwy puszczają, ale ta kłótnia jest bez sensu. - powiedziałam, a oni znowu zaczęli kiwać głowami i się przytulili. Usłyszałam dzwonek mojego telefonu i pobiegłam na górę.
-Halo?
- Cześć idziemy do wesołego miasteczka?
- Co cie nawiedziło? -zapytałam z uśmiechem.
- A nie wiem, mam ochotę się pobawić.
- Pobawić to ty się możesz z panem do towarzystwa, a nie ze mną. - powiedziałam śmiejac sie, Julia, również zaczęła się śmiać.
- Ty jesteś jakaś niewyżyta. - powiedziała, a ja się uśmiechnęłam. - To idziesz, ze mną do wesołego miasteczka czy nie?
- No nie wiem.
- Potem pójdziemy na pizze i zjemy lody.
- Ok. To za ile się spotykamy.
- Za jakieś 35 minut tam gdzie zawsze. Tylko się szykuj.
- Ok, ok do zobaczenia. - rozłączyła się. Postanowiłam się przebrać, dlatego po raz drugi wyjrzałam przez okno. Zaczynało się przejaśniać i robił się piękny dzień. Jak gdyby wczoraj nic się nie wydarzyło... Nie ważne. Wybrałam ciuchy i poszłam się przebrać. Na szczęście nie musiałam się znowu malować. Nienawidziłam się malować, ale bez make - up'u wyglądałam jak kaszalot. Cieszyłam się na spotkanie z Julią, potrzebuję jej. Zeszłam na dół.
 Usiadłam obok Lou i El na kanapie. Louis oglądał Top Gear. Nie byłam tym zainteresowana, El chyba też.
- Louis. - popatrzyłam na niego, jak najbardziej słodko umiałam.
- Nie, nie przełączę.
- No, proszę... Proszę, proszę. - zatrzepotałam rzęsami.
- Ok. - powiedział dajac mi pilot. - pieprzony urok. - zaklął cicho, na co się uśmiechnęłam. Włączyłam stacje muzyczną, bo nie było nic ciekawego. Akurat leciał Ed Sheeran. Podgłosiłam i  uważnie słuchałam podśpiewujac raz po raz. Czułam spojrzenie Eleanor na sobie, ale zupełnie mnie to nie ruszało. Kiedy piosenka się skończyła ściszyłam telewizor. Po chwili usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Pobiegłam otworzyć i zobaczyłam Zayna.
- Czego? - zapytałam na wejściu.
- Ciebie też miło widzieć.
- Ta, ta daruj sobie. Czego chcesz?
- Jest Louis?
- A jeśli powiem, że wyjechał na Majorkę to sobie pójdziesz? - zapytałam przepełniona nadzieją.
- Nie. - powiedział, a już myślałam, ze pójdzie.
- W takim razie jest. - powiedziałam zrezygnowana robiąc mu miejsce. Trzasnęłam drzwiami. Chciałam usiąść na kanapie, ale Zayn zajął moje miejsce. Usiadłam na fotelu. Stąd do miejsca naszych spotkań miałam kawełek drogi, więc mogłam jeszcze posiedzieć. Jednak po niedługiej chwili, stwierdziłam, ze nie chcę tam siedzieć ani chwili dłużej. Wstałam i otworzyłam drzwi, a tam stała cała reszta zespołu. Wpuściłam ich. Dopiero teraz Lou zorientował się, że mam zamiar wyjść z domu.
- Gdzie idziesz?
- Umówiłam się- odpowiedziałam.
- Z chłopakiem? - dociekał Harry.
- Co ty, kto by ją zechciał? - dołączył się Zayn.
- Nie Harry umówiłam się z Julią... Dzięki Zayn, ty też jesteś brzydki. - powiedziałam rzucając w niego bluzą, która leżała na podłodze w przedpokoju. Dodam, że była jego.
- Pilnuj swoich rzeczy - powiedziałam trzaskając drzwiami. Dobrze wiedziałam gdzie iść. "Tam gdzie zawsze" było zwykłą ławką koło stawu w parku. Nie miałam za daleko. Szłam więc powolnym krokiem.

***

Kiedy już tam doszłam, Julii jeszcze nie było. Usiadłam, więc i czekałam na nią rozglądając się. Szczerze mówiąc nie wiem dlaczego to robiłam. To było odruchowe. Jakoś tak czułam strach w tamtej chwili. Zresztą, w jakiej chwili ja nie czułam strachu? Poczułam ręce na moich ramionach i obróciłam głowę. 
- Boże nie strasz. - powiedziałam wzdychając.
- Przepraszam. - powiedziała. Uśmiechnełam się delikatnie. Poszłyśmy do wesołego miasteczka. Kiedy już tam byłyśmy od razu poszłyśmy na Rollercoaster. Obie kochamy szybką jazdę, takie już jesteśmy. Jak już przewietrzyłyśmy sobie pachy (XD), poszłyśmy zabawić sie w agentki 007 (XD).

***

Spędziłyśmy razem w wesołym miasteczku dużo czasu, rozmawiajac i bawiąc się. Po zabawie, tak jak obiecała Julia poszłyśmy na pizze. Zrezygnowałyśmy z lodów, bo nie chciałyśmy robić zabójczej mieszanki.
Rozmawiałyśmy i co chwila śmiałyśmy się.
- Ej, a pamiętasz, jak wtedy tak długo czekałysmy na autobus i ty powiedziałaś JEDZIE, DLUGI, a ja się zaczęłam śmiaći ty NO CO? A ja NOWY. hahahahha - przypomniałam jej. Ale i tak najzabawniejsze w tym całym dniu były miny ludzi, bo rozmawiałyśmy ze sobą po Polsku.
- Osz ty. - powiedziałam
- Koszty.
- Osz ty
- Koszty. - znowu śmiech. Z Julią da się zapomnieć o wszytskim co cię dręczy.
- Jemy pizze na czas? - zapytała wpychając pizze do buzi.
- zrzygasz się. - skomentowałam. Julia uśmiechnęła się i jadła dalej, tak jak wcześniej.
Kiedy skończyłyśmy jeść robiło się ciemno. Postanowiłam odprowadzić Julię, zresztą i tak nie miałam daleko więc co za różnica... Jak doszłyśmy do jej domu ucałowałam ją w policzek i poszłam w stronę mojego nowego miejsca zamieszkania. Dziwnie to brzmi.
Kiedy wracałam cały czas sie odwracałam. Wiedziałam, zę nic mi nie grozi, ale wiedziałam też, że na każdym kroku śledzą mnie kumple David'a z pistoletami w rękach. Dlatego właśnie czułam strach. Jego kolesie byli porozstawiani dosłownie wszędzie. Dobrze wiem, że nie jeden z nich widział jak wychodzę w bieliźnie z łazienki czy coś. Dlatego też, starałam sie nie zbliżać do żadnego chłopaka, bo wiedziałam, że David od razu się dowie, ze z kimś kręcę. Ale nie myślcie, że obrażam tak Zayna, dlatego, ze bardzo chcę go do siebie zrazić, zeby go chronić. Nie. Po prostu mnie wkurwia. Kiedy wróciłam, u Louisa był juz cały zespół i nie ukrywam, ze byli dosć mocno wstawieni. Oprócz Liama. Chłopacy o coś się kłócili, ale jak tylko usłyszeli, że ktoś wchodzi do domu umilkli.
- Nie przeszkadzajcie sobie, to że wróciłam nie znaczy, że macie przestać mnie obgadywać... - powiedzałam i chciałam iść na górę, ale Harry mnie zatrzymał łapiąc mój nadgarstek.
- CZEGO?! - krzyknęłam.
- Już sobie idziesz skarbie?
- Nie jestem twoim skarbem! Koleś ty weź się ogarnij i mnie zostaw, nie mam siły.
- Było się nie pieprzyć po kątach! - krzyknął na mnie i niebezpiecznie się zbliżył. Chociaż się bałam, również sie do niego zbliżyłam i wyprostowałam, zeby wyglądać na wyższą.
- Nie jestem dziwką i nie pieprzę sie po kątach ze szmaciarzami, takimi jak ty!  A poza tym byłam z Julią w wesołym miateczku! Z JU LIĄ W MIA STECZ KU - powiedziałam. - Mam ci to przeliterowac czy zrozumiałeś?
- Jaka kurwa, wchodzi do domu i od razu się kłóci.
- Zamknij ryj! Nie nazywaj mnie tak! - wykrzyczałam mu. - A ty? - zwróciłam się do Louisa. - Co ty jesteś facet czy pizda? Twój kumpel mnie obraża, a ty nie potrafisz, sie odezwać i mnie obronić?! Ja pierdole! - mimowolnie z oczu popłynęły mi łzy. - Myślałam, że chociaż jeden z was mnie obroni, ale się myliłam. Jednak każdy z was nosi damskie stringi. - powiedziałam płacząc. - Na żadnego z was nie można liczyć. Jebane pedały. - powiedziałam idąc do mojego pokoju. Nikt mnie nie zatrzymał, bo wszyscy byli zbyt urazeni tym co przed chwilą powiedziałam...

_____________________________________

Jak się podoba nowy rozdział? prosze o komentarze i obserwację! 
A tak wgl jak tam z ocenami? Czujecie juz wakacje? Ja bardzo! Nie mg się doczekać! 

sobota, 14 czerwca 2014

ZWIASTUN


Rozdział 3 "Chyba mam kolejną przyjaciółkę..."

Po raz pierwszy w życiu poczułam się jak księżniczka, ale tak czy siak nigdy nie będzie podobał mi się ten dom tak, jak stary...



Sama nie wiem dlaczego, ale otworzyłam garderobę. O dziwo było tam sporo ciuchów. One też na mnie czekały? Nie ważne. Padłam na łóżko.
Byłam zmęczona. Miałam dość życia. A mówiłam że tuż po tym jak zobaczyłam pokój Julia poszła? To właśnie mówię. Do pokoju weszła Eleanor.
- Jesteś głodna? Bo mamy spaghetti.
- Czytasz mi w myślach - powiedziałam i poszłam za dziewczyną. Usiadłam przy stole, a Eleanor podała mi talerz z jedzeniem.
- Masz i jedz, chuda jesteś.
- Ciekawe, w którym miejscu.
- Jedz i nie marudź  jesteś chuda! - podniosła głos.
- Dobra już jem, mówisz jak moja babcia. - powiedziałam jej usmiechając się. Kiedy zjadłam odłożyłam talerz do zmywarki. Poszłam na górę i coś podkusiło mnie żeby wejść do pokoju, w którym była Eleanor. Uchyliłam drzwi i zajrzałam do środka.
- Wejdź. - usłyszałam. Wykonałam polecenie i zobaczyłam Eleanor leżącą na łóżku.
- Wszystko w porządku? - zapytałam.
- Niby tak, ale Louis nie odbiera telefonu, a jeśli odbiera to robi sobie żarty. Czasem mam go dość.
- To może ja zadzwonię. - zaoferowałam.
- Jak chcesz. - powiedziała. Zadzwoniłam. Pierwszy sygnał, drugi trzeci i nic. Jeszcze raz. To samo. Jeszcze raz. W końcu!
- Halo? Tutaj pensjonat pod zwiędłą różą. U nas wakacje będą zajebiste. - powiedział i się rozłączył. Westchnęłam i razem z El zdenerwowane zachowaniem Lou położyłyśmy się na łóżku. Na twarz opadł mi włos. Ze zdenerwowaniem odgarnęłam go. Eleanor zrobiła to samo.
Zaśmiałam się. El spojrzała na mnie z pytającą miną.
- Znamy się około pół godziny, a już tak dobrze - powiedziałam znowu się uśmiechając. Odwzajemniła ten gest. Myślałam, ze to kolejna przesłodzona lala, ale myliłam się.Tak naprawdę ona jest naprawdę spoko i myślę, że pasuje do Louisa. Nie ważne. Siedziałam i myślałam co możemy zrobić razem, żeby się nie nudzić. Olśniło mnie i szybko się podniosłam.
- Wiem co porobimy! - krzyknęłam. Eleanor spojrzała na mnie śmiejąc się z mojej chaotyczności.
- Co? - zapytała nadal się uśmiechając.
- Zrobimy sobie damski wieczór. We dwie. Poznamy się lepiej, pomalujemy paznokcie, objemy się trochę i porobimy sobie żarty telefoniczne.
- Masz rację.
- No raczej.- uśmiechnęłam się. - skoro Louis może sobie isć do klubu, czy gdziekolwiek jest i się bawić, to my możemy pobawić się tu na miejscu. - Eleanor się zaśmiała, a ja zdałam sobie sprawę z tego co powiedziałam i również zaczęłam się śmiać.
- Ty mały zboczeńcu. - wytknęłam jej, wskazując na nią palcem. Obie zaczęłyśmy się śmiać. Chyba się zaprzyjaźnimy...
- Chodź pomaluję ci paznokcie! - wykrzyknęła Eleanor klaszcząc w ręce.
- Dobra. - odpowiedziałam siadając na łózku i czekając aż przyniesie lakiery do paznokci. Kiedy przyszła zaczeła malować moje paznokcie. Dokładnie obserwowałam każdy jej ruch. Kiedy skończyła wyglądały pięknie.
- To teraz ja tobie? - zapytałam
- Mhm - odpowiedziała. - tylko poczekaj jeszcze niech przeschną. - dopowiedziała. Kiedy moje pazurki były zupełnie suche, zabrałam się za jej. O dziwo wyszły ładnie. Nie tak jak moje, ale też były ładne.
- To moze teraz porobimy sobie żarty przez telefon? - zapytała, kiedy jej paznokcie już porządnie wyschły.
- No jasne. - powiedziałam szczerząc się. - dawaj telefon.
- Już, już. - powiedziała wręczając mi sprzęt. - Ty pierwsza. - powiedziała. Wybrałam pierwszy lepszy numer i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Pierwszy sygnał, czyli numer istnieje, drugi sygnał.
- Halo?
- Dzień dobry.
- Dzień dobry. Kto mówi?
- Dzwonię z pogotowia energetycznego.. Był dziś u pani prąd? - zapytałam śmiejąc się.
- Tak był.
- A co chciał? - razem z Eleanor zaczęłyśmy się głośno smiać, a ja odłożyłam słuchawkę.
- Teraz ty. - powiedziałam dając Eleanor telefon.
- Dzień dobry, jestem kurierką z allegro. I te wibratory, co pani zamawiała są już w drodze. - powiedziała.
- Nie, to nie może być pomyłka. Mam zapisany ten numer, jako numer kontaktowy. - jezuu jaka, ona jest głupia.
- Słucham?!- powiedziała głośno.
- Słucham?! Nie słyszę!
- Słucham?!
- Co?!
- Co?!- krzyczała bardzo głośno. Aż w końcu się rozłączyła. Zaczęłyśmy się śmiać.
- Dobra to teraz razem na głośno mówiącym, zadzwonimy do jakiegoś mojego starego kumpla.- zaczęłam szukać kogoś dobrego.- o mam on jest lamusowaty.
- No to dzwonimy. -  powiedziała kładąc się na łóżku. Zrobiłam to samo. - albo nie, ja zadzwonię i będę z nim rozmawiała. - powiedziała Eleanor pełna entuzjazmu. Zgodziłam się. Włączyła na głośnomówiący.
- Halo?
- No cześć, wiesz, bo słyszałam, ze chciałbyś być z Kają i pomyślałam, że skoro masz byc jej chłopakiem, to muszę cię przepytać.
- Ale kim jesteś?
- Dobrą kumpelą Kaji,  niech cię to więcej nie interesuje.
-...
- pierwsze pytanie. Jakie dziewczyny podobają ci się najbardziej.
- Mądre, ładne, pewne siebie, miłe...
- NUDA.- przerwała mu.
- Gdzie poszedłbyś z nią na pierwszą randkę?
- Do kawiarni.
- Pff jeszcze gorzej. - powiedziała. - No, a kiedy i z kim ostatnio uprawiałeś seks?
- Co?
- To co usłyszałeś. - złapałąm ja za rękę nie mogąc wytrzymać ze śmiechu.
- Nie uprawiałem seksu, skąd takie pytanie?
- Musimy wiedzieć, czy  żadna pizda cię HIVEM nie zaraziła...
- Ymm nie. - o jezuu zaraz padnę.
- A jakie minety robisz? Robiłeś już kiedyś minetę?
- Nie, nie robiłem.
- Dobra, przepraszam za zabranie ci czasu, nie nadajesz się dla Kaji, jesteś za cienki.
- A.. Ale.. - nie dokończył, rozłączyła się.
- Eleanor, jesteś świetna. - powiedziałam z uśmiechem podając jej rękę.
- Dzięki.
- To teraz, obżeramy się i oglądamy komedie romantyczną. Chyba, że gustujesz w bajkach...
- Bajki?
- No, na przykład Zaplątani, Kraina Lodu, Kot w butach, Shrek... Albo...
- KRÓL LEW - krzyknęłyśmy zgodnie i pobiegłyśmy do salonu. Eleanor poszła do kuchni, a ja zaczęłam poszukiwania płyty. Po niedługim czasie znalazłam, to, czego szukałam. Włączyłam film i od razu zastopowałam czekając na Eleanor. Po chwili przyszła z dwiema paczkami chipsów, ciastkami, popcornem, piciem i szklankami.
- Jak będziemy tyle żarły, to się dupami w drzwiach nie zmieścimy. - powiedziałam patrząc na nią. Zaśmiała się cicho odłożyła zapasy i usiadła obok mnie. Chyba mam kolejną przyjaciółkę.

*** Oczami Eleamor ***

Kiedy Louis opowiadał mi o niej mówił, że jest trudna, ale przecież to zwykła nastolatka, która stara się ukrywać swoje problemy. Wiem, że oprócz tego, że zmarła jej mama ma jeszcze inne, ale nie zamierzam naciskać. Dopiero mnie poznała. Widać, że martwi się o Louisa i ta cała sytuacja ją przerasta. 
Obie, co chwile coś jadłyśmy. W pewnym momencie Kaja oparła głowę na moim ramieniu, a ja odruchowo się uśmiechnęłam. Kiedy film się skończył Kaja spała na moim ramieniu. Wzięłam poduszkę i podłożyłam jej ją pod głowę, żebym mogła wstać i posprzątać. Wzięłam wszystko co było na stole i poszłam do kuchni. Zaczęłam ogarniać ten cały bałągan, kiedy usłyszałam otwieranie drzwi. Pobiegłam do przedpokoju.
- Dziewczęta!...- nie dokończył, bo go uciszyłam. Automatycznie spojrzałam na Kaję, uff śpi. Szukałam jakiegokolwiek innego chłopaka i na szczęście znalazłam. Przesunęłam Louisa na bok, zeby porozmawiać z Liamem.
- Gdzie byliście?
- W klubie, spokojnie, nic mu nie jest... Teraz, gorzej bedzie jutro...
- Nie ważne. Liam, potrzebuję twojej pomocy.
- Zamieniam  się w słuch.
- Kaja zasnęła na kanapie w salonie i ktoś musi ja zanieść, a Lou jest nawalony w cztery dupy, więc zostałeś mi ty.
- OK - boże jak ja kocham tego kolesia. Poszedł do salonu i wziął Kaję na ręce. Szedł na górę, a ja za nim. Nie mógł przeoczyć drzwi z wielkim napisem KeKe. Otworzyłam je przed nim, a Liam położył Kaję na łóżku. 
- Dzięki. -szepnęłam. Kiwnął tylko głową i wyszedł. Poszłam do salonu gdzie Louis oglądał telewizję. Usiadłam obok niego.
- Ta twoja siostra, to fajna dziewczyna. - zagadałam.
- Jeszcze nie raz pokarze rogi. - powiedział, a jego alkoholowy zapach utknął mi w płucach.
- Może tobie, ja już zdążyłam się z nią zaprzyjaźnić. - powiedziałam wstając.
- Gdzie już idziesz?
- Idę spać.- powiedziałam i odeszłam. Kiedy byłąm już w naszym pokoju, poszłam się przebrać w piżamę i zmyć makijaż. Jak już skończyłam, położyłam się do łóżka. Nie miałam problemu z zaśnięciem.

_____________________________________________

Jest kolejny rozdział!! Dziękuję za komentarze. Kocham Was. ♥ Dawno mnie nie było, ale to dlatego, że poprawiam oceny ;/ We wakacje będę częściej, więc zaglądajcie!

piątek, 6 czerwca 2014

Rozdział 2 " Po raz pierwszy w życiu poczułam się jak księżniczka..."

Postanowiłam wejść do sali. Jednak od razu kiedy tam weszłam zakręciło mi się w głowie i nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Ciemność...




Obudziłam się z bólem z tyłu głowy. kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam zatroskanego Louisa, a z tyłu Julię.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Jak widać. - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem na ustach.
Próbowałam wstać, ale nogi znów odmówiły mi posłuszeństwa i upadłam na Louisa.
- Może któryś z chłopaków cię odwiezie i odpoczniesz - zaproponował. Widziałam, ze coś jest nie tak.
- Lou, wszystko w porządku?- zapytałam.
- Tak. - odpowiedział. Nie chciałam się z nim kłócić.
- Chcę tu zostać, nie chcę, żeby któryś z nich mnie odwoził. - powiedziałam powoli. Louis kiwnął głową. Uważnie go obserwowałam. Co się stało kiedy zemdlałam?!
- Idę po kawę, też chcesz? - zapytał.
- Yyy nie, ale chcę gorącą czekoladę. - odpowiedziałam siadając obok mamy. Delikatnie złapałam jej rękę. Zaczęłam rozmawiać o czymś z Julią, kiedy przyszedł Louis i wręczył mi czekoladę. Posłałam mu serdeczny uśmiech i znów zwróciłam się do mojej przyjaciółki. po chwili poczułam jak uścisk się zaciska i to nie byłam ja.
To ona zacisnęła uścisk. Uśmiechnęłam się i spojrzałam w stronę mamy. Spojrzała na mnie z tym swoim uśmiechem i powiedziała:
- Pamiętaj, ze nie ważne, czy w życiu ci wyjdzie czy nie, czy spełnisz swoje marzenie czy nie... Pamiętaj, najważniejsze jest to, że się starałaś... - te słowa utkwiły mi w głowie. Zawsze kiedy z czymś sobie nie radziłam, ona mówiła "najważniejsze, że się starałaś". Dzięki tym słowom, zawsze próbowałam dalej, to dzięki tej kobiecie nauczyłam się żeby nigdy się nie poddawać i że jeśli na czymś ci zależy osiągniesz to. Jeśli teram ma jej się coś stać... Jeśli teraz ma umrzeć, to ja jej nie zostawię. Nie będę taka głupia jak kiedyś i nie zostawię jej tak jak zostawiłam tatę.
- Kocham cię, mamo. - powiedziałam, podkreślając słowo "mamo". Uśmiechnęła się. Miałam łzy w oczach, nie wiedziałam co robić, bałam się, że stracę też ją. Moja mama zmarła od razu po urodzeniu mnie i mam wrodzoną wadę nadgarstka i prawdopodobnie nigdy nie będzie w pełni sprawny, a ta kobieta pokazała mi, że jestem normalną osobą mimo wszystko. Bardzo dobrze zastępowała samą mamę, a potem obojga rodziców. Zawsze traktowała mnie jak swoją biologiczną córkę. Lzy mimowolnie płynęły po moich policzkach. Mam dość. Wybiegłam z sali jak najszybciej mogłam omijając wszystkie spojrzenia ludzi, a już tym bardziej kumpli mojego brata. Kiedy znalazłam się na dworze zwinęłam rękę w pięść i uderzyłam w mur szpitala. Z ręki poleciała krew. Przygryzłam wargę. Przybiegła do mnie Julia.
- co ty do jasnej cholery robisz co?! - wykrzyczała na mnie. Zaczęłam płakać. - przepraszam, słońce nie chciałam, po prostu się zdenerwowałam, wiem że to wszystko to dla ciebie za dużo, ale jakoś, przez to przejdziemy. Razem. - powiedziała przyjaźnie się uśmiechając.- Może faktycznie, ktoś powinien zabrać cię do domu co?
- Nie. - powiedziałam stanowczo. - Nie zostawię jej teraz, ona nie zostawiła mnie nigdy, więc ja nie zostawię jej teraz kiedy jest w tym stanie. Nie mogę. - powiedziałam. Ostatnie dwa słowa wypowiedziałam cicho, ale na tyle głośno żeby usłyszała. Usłyszała i zrozumiała, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo już nic więcej nie mówiła. Pomogła mi wstać i wróciłyśmy do szpitala.
- Jezu co ci się stało? - zapytał Louis na wejściu. Dopiero teraz przypomniałam sobie, ze przecież mam rozwaloną rękę.
- Nic takiego, jebłam ręką w ścianę.- odpowiedziałam spokojnie. Podszedł Zayn i spojrzał na moją dłoń.
- Wnioskuję, że masz dobrego prawego sierpa. - powiedział dławiąc się śmiechem.
- Uważaj, bo zaraz się przekonasz.
- Spróbuj. - już miałam go udeżyć, kiedy Louis złapał moją rękę.
- Ty tak na serio? - zapytał.
- Sam chciał. Ja tylko chciałam spełnić jego prośbę. - powiedziałam.
- I przy okazji złamać mi szczękę. - dokończył Zayn.
- Przy okazji...  - powiedziałam szczerząc się. Louis popatrzył na mnie karcącym wzrokiem.
- Co? - zapytałam.
- Nic. - westchnął. Uśmiechnęłam się i chciałam odejść, ale przypomniało mi się coś i odwróciłam się z powrotem w stronę Louisa.
- Jak z mamą? - zapytałam.
- Już jest lepiej, być może ie długo wróci do domu... - powiedział zmieszany. Wiedziałam, ze nie mówi mi wszystkiego. Uważał, że tak będzie lepiej. Zresztą ja też nie jestem z nim do końca szczera, kiedy mówię, że u mnie wszystko okej. Zobaczyłam spieszących się lekarzy i pielęgniarki, coś musiało być nie tak, ale gdzie tak się spieszyli... Zaraz, zaraz wszyscy wchodzą do sali mojej mamy. Co się do cholery dzieje?! Pobiegłam w tamtą stronę, ale nie chcieli mnie wpuścić.
- Jest już lepiej?! - zwróciłam się do Louisa
- Było.
- W co ty ze mną pogrywasz Tommo?! - krzyknęłam wyrzucając ręce w powietrze.
 - KeKe uspokój się. - starał się brzmieć spokojnie, ale wiedział, że kiedy mówię do niego "Tommo", to nie żartuję.
- I nie mów do mnie KeKe! Nie jestem twoją koleżanką.- łapałam pojedyncze spojrzenia chłopaków.
- Masz rację. Jesteś moją siostrą...
- Skoro, jestem twoją siostrą to chyba powinieneś być ze mną szczery! - przerwałam mu. - przynajmniej w takich sytuacjach. - dokończyłam ciszej.
- A w jakich sytuacjach mógłbym cię okłamać? - zapytał, nie chciałam, żeby to usłyszał.
- Na pewno nie w takiej! Teraz to chyba nie jest najważniejsze! - powiedziałam spoglądając w stronę sali, w której próbowano uratować życie mojej mamie. Kaja jesteś zajebista, tam twoja mama walczy o życie, a ty tutaj kłócisz się z bratem pomyślałam.

***
Kiedy akcja ratunkowa się skończyła, cała ekipa, która była w sali wyszła kiwając głowami. 
- Możecie się pożegnać. - powiedział lekarz. O nie, nie nie nie nie nie nie nie nie nie. Wbiegłam do sali. 
- Dlaczego ty mamo? - powiedziałam do kobiety leżącej obok mnie. Położyłam głowę na jej brzuchu. Dlaczego? Dlaczego ona? Dlaczego nie ja? moje myśli kłębiły się w głowie. 
 Jedna samotna łza spłynęła mi po policzku. Nie chciałam jej wycierać. Do oczu zaczęły napływać następne i chociaż nie chciałam płakałam, a najgorsze w tym wszystkim było to, ze jak bardzo bym chciała, nie mogłam przestać. Miałam dość. Znowu. Zaczęłam krzyczeć. Nie wiedziałam co robić. Poczułam ręce obejmujące mnie. Julia.
- KeKe, nie płacz. Proszę cię. Jakoś sobie poradzisz.. - mówiła cicho. - Jesteś silna, KeKe, proszę... Chodź, pójdziemy do domu, napijesz się kakao... 
- Do jakiego domu?! Ja nie mam już domu! - krzyknęłam. - Gdzie jest Louis? - zapytałam rozglądając się.
- Wyszedł. 
- Mój Boże pozwoliliście mu teraz wyjść gdzieś samemu?! - krzyczałam.
- Nie. Liam i Niall za nim poszli. - powiedział zachrypnięty głos za mną. Ten, którego tak nienawidziłam. - Zanim wyszedł kazał nam zawieźć was do jego domu, więc ruszaj dupę i wsiadaj do auta. - dokończył. Bez słowa wykonałam jego polecenie, nie miałam ochoty na kłótnię z nim.
- Może byś odnosił się do niej grzeczniej dupku. - upomniała go Julia.
- Czyli teraz ma jakieś specjalne względy? - krzyknął.
- Uważaj sobie chuju! - ona też podniosła głos. Zaczęli się kłócić. Po chwili do kłótni dołączył Harry i zrobił się harmider. 
- A moze tak byście się zamknęli i zawieżli nas w końcu do tego cholernego domu, bo i tak już jestem kurewsko wkurwiona, więc nie musicie tego pogarszać. - warknęłam. Wszyscy wsiedli do samochodu nie mówiąc ani słowa. Zayn siedział na miejscu kierowcy, Harry siedział obok niego, a my dwie z tyłu. Obserwowałam bacznie wszystkie mijane samochody i domy.
Cały czas czułam, ze brakuje mi jakiejś cząstki mnie. Wiedziałam, że już nikt nie uzupełni tej cząstki. Zatrzymaliśmy się pod dosć dużym domkiem jednorodzinnym. Był uroczy. Wyszłam z samochodu i podeszłam do drzwi. Nie zdążyłam zapukać, a już stała przede mną śliczna, wysoka brunetka.
- Cześć, jestem Eleanor. Ty musisz być Kaja. - powiedziała.
- Cześć. Jestem Kaja. Nie myliłaś się. - powiedziałam uśmiechając się. - Jest Louis? - zapytałam.
- Nie, ale nie długo wróci... Tak myślę... - zamyśliła się. - Wejdźcie.  Chodź pokarzę ci twój pokój. - dziewczyna prowadziła mnie w górę po schodach, aż doszłyśmy do pokoju, na drzwiach którego była tabliczka z napisem "KeKe". Weszłam do pokoju i zobaczyłam nad łóżkiem napis "Kaja", on na mnie czekał. Pokój był koloru beżowego i miał duże pewnie wygodne łóżko, a po obu jego stronach były dwie komódki. Na ścianie, na sznurku wisiały zdjęcia. Moje, moje z Louisem, z mamą, najróżniejsze. W pokoju była gigantyczna garderoba, taka jaką zawsze chciałam mieć i łazienka. Na parapecie były poduszki, co bardzo mi się podoba. No i, chyba najważniejsze, to, to, że była tam gitara. Z podpisem EDA SHEERAN'A.
- Ona... Jest moja? - zapytałam wskazując w jej stronę.
- Mhm. - odpowiedziała uśmiechając się. - Lou wspominał, ze lubisz Eda i załatwił ci jego podpis. - Wow no nieźle.- To ja wychodzę i cię zostawiam.
- No okej. - odpowiedziałam. Zostałam sama w tym moim małym królestwie. Po raz pierwszy w życiu poczułam się jak księżniczka, ale tak czy siak nigdy nie będzie podobał mi się ten dom tak, jak stary...

________________________________

Trochę długi wyszedł, ale trudno.  Najważniejsze, że w końcu jest. Jesli  Wam się podoba, to zostawcie komentarz, pisze to dla Was. ;)