poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział 23 "Świat się właśnie dla mnie zatrzymał"

Ale ni mogliśmy pozwolić, żeby Kaja na nas czekała zbyt długo. Musimy jej pomóc.



*** Oczami Kai ***

W ogóle nie spałam. Nie dostałam śniadania. W nocy przyszli do mnie około dwóch razy. Musze sobie jakoś poradzić. Muszę stad uciec. Bo inaczej nie przeżyję. Do piwnicy wszedł David i John. 
- Dzień dobry. - powiedzieli. Odwróciłam się. 
- Stroimy fochy? - zapytał John powoli mnie podnosząc. Cicho pisnęłam. Puścił mnie, a ja by nie upaść oparłam się o ścianę. Dasz radę. Spróbuj. Nic gorszego już cię nie spotka.  mówiłam sobie. John wyszedł. To mój czas.
- Jak możesz? Zawsze mówiłeś, że mnie kochasz. - nie zwrócił na mnie zbytniej uwagi. Powoli wzięłam pistolet, który był niedaleko mnie.
- Co ty kombinujesz? - zapytał przez chwilę na mnie patrząc.
- Nic. - powiedziałam. - Po prostu. Zawsze mówiłeś, że kochasz, że nigdy nie skrzywdzisz. - zmusiłam się do płaczu. No dobra, nie musiałam się zmuszać. - A teraz. Spójrz, co mi zrobiłeś. Ja wiem, że gdzieś tam daleko jest ten chłopak, którego kochałam. Wiem, że on jest gdzieś tam na dnie. Wiem to. - popatrzał na mnie.
- Mówiłem, że zawsze będziesz moja, a ty obiecałaś, że ja zawsze będę twój.
- Zmieniłeś się.
- Ja?! To ty mnie zostawiłaś! - zaczął się denerwować.
- Przepraszam. - powiedziałam. Zbliżył się do mnie. Podłożyłam mu pistolet do piersi. 
- Przecież tego nie zrobisz. - stwierdził.
- Odsuń się. - powiedziałam. Ręka mi się trzęsła. - No już! Odejdź ode mnie! - krzyknęłam, a on posłusznie odsunął się kawałek. Był nieco skołowany, ale sytuacja go bawiła... Szkoda, że dla mnie to nie jest takie śmieszne... Powoli się zbliżyłam. Korzystając z tego, że jak mówiłam jest nieco skołowany uderzyłam go pistoletem w krocze jak najmocniej umiałam. Wbiegłam po schodach na górę i ostrożnie szukałam wyjścia z domu(?) o ile domem można to nazwać. Po pewnym czasie znalazłam wyjście. Ale David zdążył już się otrząsnąć, a poza tym niedaleko był John. Musiałam być szybsza. Wybiegłam z domu i chyba zatrzasnęłam drzwi, bo nie mogli ich otworzyć. Zobaczyłam samochód. Pociągnęłam za klamkę. Nie sądziłam, że będzie otwarty. A nawet jeśli to wychodząc wzięłam klucze z komody. Mniejsza.Odpaliłam i odjechałam jakimś polem. Usłyszałam strzał, a potem poczułam ból w ramieniu. Ja również strzeliłam. David dostał w dłoń, a John chyba w ramię. Wreszcie mogłam skupić się na prowadzeniu. Usłyszałam jak jakiś niewielki przedmiot uderza o podłogę. TELEFON! OŁ JEA! Powoli go podniosłam i wybrałam numer policji. David od dawna był poszukiwany. Powiedziałam gdzie się ukrywa. Kiedy pytali o dane powiedziałam, że nie chcę rozgłosu, ale mówię prawdę. Rozłączyłam się. Samochód wyglądał jak wrak, a ręka i policzek bolały niemiłosiernie, więc zatrzymałam się na obrzeżach Londynu pod jakąś kawiarenką. Wybrałam numer Nicka. Odebrał od razu.
- Gdzie ona jest popaprańcu?! - warknął. Mimowolnie na moją twarz wkradł się delikatny uśmiech.
- Rozmawiasz z nią popierdoleńcu. - powiedziałam.
- Nie wierzę. Kaja! - wykrzyknął. - Gdzie jesteś? - usłyszałam głos Justina i czyiś szloch. 
- Obrzeża Londynu. Obok małej kawiarenki. - wyszłam z samochodu, żeby zobaczyć ulicę. - Na
Dunmow Road. - powiedziałam. - Poznacie po wraku samochodu. - dodałam.
- Nie ruszaj się nigdzie. Zaraz będziemy. - Lou. Mój braciszek. Rozłączyłam się. Wsiadłam z powrotem do samochodu. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego ludzie Davida jeszcze mnie nie sprzątnęli. Przemyślenia na ten temat pochłonęły mnie do tego stopnia, że na chwilę zapomniałam o bólu. Do samochodu podbiegła Julia z Nicolasem. Ostrożnie wyciągnęli mnie z auta i chcieli pomóc dojść do ich samochodu, ale zaprotestowałam.
- Poradzę sobie. - powiedziałam. Spojrzałam na Louisa, który stał z boku widocznie zmartwiony. Próbowałam się jakoś do niego uśmiechnąć, ale wyszedł z tego grymas bólu. Weszłam do auta i odchyliłam głowę do tyłu. Nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie dotykał. Czuję się brudna. Siedziałam obok Louisa i Julii, Justin prowadził, a Nick siedział na miejscu pasażera spoglądając w lusterko. Poczułam się słabiej, więc odchyliłam głowę bardziej do tyłu i zamknęłam oczy.
- Justin, szybciej. - usłyszałam tylko stłumiony głos Julii, a potem odpadłam.

*** Oczami Louisa ***

Po pewnym czasie dojechaliśmy do przyjaciela Justina, który jest lekarzem. Nie wzięliśmy jej do szpitala, bo miała ranę postrzałową i nie chcieliśmy rozgłosu.  
Zaniosłem Kaję do wskazanego pokoju i wyszedłem, kiedy Josh (imię kolesia) mnie wyprosił. Wydawało się, że czekamy wiecznie. Siedzieliśmy w kuchni przy herbacie, którą nam zrobiła narzeczona Josha. Uderzałem palcami o blat stołu i czekałem zestresowany. Czułem na sobie wzrok Julii. Ona też była przerażona. W końcu znają się z Kają od dziecka. Podszedłem do niej i mocno ją do siebie przytuliłem. Wtuliła sie w moje ramię i zaczęła cicho płakać.
- Nie pozwoliła mi się nawet dotknąć. - powiedziała cichutko szlochając. Posadziłem ją sobie na kolanach, żeby było mi wygodniej.
- Była w szoku. Ale wiem na pewno, że bardzo cię potrzebuje. - przypomniałem sobie, że miałem napisać El, gdzie jesteśmy. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i napisałem dokładną ulicę. Do kuchni wszedł Josh i spojrzał na wszystkich.
- Wszystko zależy teraz od niej. Ja zrobiłem co mogłem. - po tych słowach zamarłem. Świat się właśnie dla mnie zatrzymał...


sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 22 "Robię się coraz słabsza"

W sumie to nie wiem czy w ogóle dzisiaj zasnę...


Obudziłam się rano po około 2 godzinach snu. Jestem strasznie głodna. W końcu nie jadłam kolacji! Poczułam za sobą piękny zapach. Owsianka. Mmmm. Cholera. Ja chyba nie powinnam tego jeść. Przecież ci psychopaci nie dadzą mi umrzeć tak szybko. Biłam się z myślami. W momencie, kiedy miałam zwariować, mój brzuch postanowił spróbować. Jedzenie było pyszne, ale po niedługiej chwili zrobiło mi się słabo. Mam nadzieję, że Louisowi nic się nie stało. Chciałabym go zobaczyć. Tęsknie za nim. Nie chcę, żeby coś mu się stało. Tik-tak tik-tak, słyszałam dźwięk zegara, który był bardzo spokojny i usypiający. Tik-tak tik-tak. Zasnęłam.

***

Obudziłam się w ciemnym pokoju. Leżałam na czymś miękkim. Pewnie na łóżku. Chciałam przetrzeć oczy, ale okazało się, że moje ręce są przywiązane do obręczy łóżka.  Cholera. Cała się kleję. Nie chciałam przyjąć do wiadomości od czego się tak kleję... Powoli otworzyłam oczy. W pokoju było ciemno, ale udało mi się zauważyć zarys czyjejś sylwetki. Nawet głupi by się domyślił kto to.
- Nie próbuj sztuczek. - przymknęłam oczy. David powoli do mnie podszedł. - Fajnie się z tobą bawiliśmy skarbie. - mimowolnie z moich oczu popłynęły łzy. Chłopak odwiązał moje nadgarstki. Rozmasowałam obolałe miejsce.
- A teraz... - zdjął spodnie. Łzy płynęły po moich policzkach. - Weź go do buzi. - wiedziałam. No wiedziałam. Nie zrobię tego. Nawet choćbym miała teraz umrzeć. Powiedziałam mu to, ale on wepchnął mi swojego przyjaciela do buzi. Moja mądra głowa wymyśliła plan. Korzystając z okazji ugryzłam go. David krzyknął i szybko się ode mnie odsunął. Ja głupia zostałam w miejscu zamiast uciekać. Kiedy zorientowałam się co zrobiłam, i co mi może przez to grozić, poraczkowałam do drzwi. Jednak było już za późno. David z łatwością mnie dogonił. Złapał moje włosy sprawiając tym samym, że wstałam. Poprowadził mnie do jakiś schodów, które prowadziły w dół, zapewne do piwnicy. Kiedy staliśmy przed tymi schodami on po prostu mnie zepchnął. Spadłam z wielkim hukiem. Poczułam ból w moim nadgarstku. Tym niepełnosprawnym. Nie wiem czy pamiętacie, ale wiem, że wspominałam. Pisnęłam z bólu. Zwinęłam się w kłębek. Po około godzinie usłyszałam kroki. Zwinęłam się jeszcze bardziej. Do piwnicy wszedł ten stary koleś. Znowu zaczęłam płakać. Robię się coraz słabsza. Muszę stąd uciec. 
- Teraz się mnie posłuchaj. - podniósł mnie niedelikatnie, ale delikatniej od Davida. - Będziesz grzeczna, to mniej zaboli. A jak nie będziesz się słuchać, to będzie bolało bardziej. - powiedział. Po niedługiej chwili był zupełnie rozebrany. 
Byłam grzeczna i się słuchałam, ale i tak w chuj bolało. Za chuja nie był delikatny. Nawet nie udawałam, że sprawia mi przyjemność. Przez to bił mnie po twarzy i mówił, żebym się zamknęła. Miałam wrażenie, że występuję w jakimś słabym filmie, w którym jest więcej porno niż filmu...
W ogóle, to wcześniej nie przyjrzałam się tej piwnicy. Wyglądała jak pokój Greya (ta dam) tylko, że w kolorach szarości, a nie czerwieni. kiedy skończył poczułam ulgę i nagły przypływ pewności siebie.
- Jesteście zwykłymi chujami. Nie dziwię sie, że żadna was nie chce i potrzebujecie zabawek do seksu. - powiedziałam w tym głupim przypływie pewności siebie. Jestem pojebana. Facet spojrzał na mnie, a ja ciągnęłam. - No i co sie tak głupio patrzysz? Nawet tego chuju nie potrafisz zrozumieć? Aż taki głupi jesteś? - wtedy się wkurwił. Odwrócił się ode mnie. Po chwili wrócił by uderzyć mnie z otwartej ręki w policzek. Kiedy poczułam przeszywający ból, zorientowałam się, że w ręce miał gwóźdź. Cholera. W jednej chwili zrobiło mi się słabo. Opadłam na podłogę po czym poczułam dwa kopnięcia w brzuch. Potem jedno w plecy. A potem przestałam liczyć. 
Kiedy wyszedł skuliłam się i starałam myśleć o miłych rzeczach, żeby zasnąć. Nic nie działało. Wszystko o czym myślałam wzbudzało we mnie płacz.

*** Oczami Lou ***

Kończymy już z kumplami Davida. Z tego co słyszałem zostało ich już jakoś trzech. Dostałem sms. Został jeden. Poprawka. Już koniec. Koniec. Nareszcie możemy jej pomóc. Policja ich zabrała. A my zostaliśmy anonimowi. Poszedłem spotkać się z resztą bandy. 
- Nic nikomu nie jest? - zapytał Justin, kiedy wszyscy przyszli.
- W porządku Jus. - powiedziała Julia po dokładnym zlustrowaniu każdego z nas.
- W takim razie zostało nam teraz już tylko namierzyć położenie Kai. - powiedział Justin.
- A to będzie utrudnione, bo coś się stało z jej telefonem. - dodał Nick. Nikt się nie odzywał. W ciszy wróciliśmy do domu. Zapomniałem wam powiedzieć, że Zayn jest teraz załamany, bo Perrie przez tą całą sytuację go zdradziła i powiedziała, ze to jego wina, więc zerwali. Każdy widział, że nie ma siły na naszą akcję. Ale ni mogliśmy pozwolić, żeby Kaja na nas czekała zbyt długo. Musimy jej pomóc.

niedziela, 5 kwietnia 2015

Rozdział 21 "Nie zostanę tutaj 5 dni"

Kulka. Zrobiło mi się słabo. Usłyszałam tylko jak przyjaciółka krzyczy moje imię. Zemdlałam...


Obudziłam się w ciemnym pokoju. Nie było tu nikogo oprócz mnie. Ups. Strach zżerał mnie od środka. Usłyszałam otwieranie drzwi i zobaczyłam znaną mi sylwetkę wchodzącą do środka.
- Wreszcie się obudziłaś kochanie. - nie. Tylko nie to. Wszystko tylko nie on. - Jak się czujemy?
- O wiele gorzej kiedy cię zobaczyłam. - powiedziałam prawdę.
- Widzę, że nadal jesteś pyskata. 120 godzin ze mną i od razu się zmienisz. - nie zostanę tutaj 5 dni za żadne skarby.
- Dobrze wiesz, że nigdy nie zostanę z tobą 5 dni. - powiedziałam.
- Kto powiedział, że tylko ze mną? - co? O co mu chodzi? Ktoś jeszcze. Nie przeżyję tego. - Poza tym,  jeśli spróbujesz uciec, to któreś z twoich kochanych przyjaciół na tym ucierpi. A może braciszek? - powiedział udając, że się zastanawia.
- Nie możesz im nic zrobić! - krzyknęłam bliska płaczu.
- Tak myślisz? Jeden telefon. - pokazał wspomniany przedmiot. - I po nich. - zadrżałam.
- Nie mieszaj ich w to. Zrobię wszystko. Będzie tak, jak chcesz. Ale nic im nie rób. Nie możesz. - płakałam. - Proszę cię. Daj im spokój.
 - Jak sobie życzysz. Tylko mniej pyskuj kochanie. I słuchaj się. - wysyczał wprost do mojego ucha. Do pomieszczenia wkroczył facet, którego nie znałam. Mimo to kiedy tylko go zobaczyłam to wzbudził we mnie strach.
- Poznajcie się. To moja była Kaja, a to jest koleś, który za ciebie skarbie podarował mi niezłą sumkę- powiedział David. Teraz to kompletnie nic nie rozumiem. David mnie sprzedał? Pewnie za dragi. Tylko, zawsze mówił, że byłam jego, a teraz sprzedaje mnie za dragi?Jaki ten koleś jest skomplikowany. Z kim ja byłam? David wyszedł i zostałam sama z tym kolesiem. Nieznajomy ukucnął na przeciwko mnie.
- Poznajmy się. Jestem John, ty jesteś Kaja. - kiwnęłam głową. - Spokojnie. Póki co nic ci nie zrobię. - powiedział patrząc mi w oczy. Boję się go. Bardziej od Davida. Nie zostanę tu 5 dni. O co tu chodzi? Przecież przed chwilą mój były mówił, że zostanę tutaj z nim 5 dni, a nie z tym oblechem. Powiem wam, że chciałabym, żeby tu wrócił.
- David niedługo wróci. Wtedy się zabawimy. - czyta mi w myślach? - A tymczasem. Słyszałem, że jesteś pyskata. Czyżbyś bała się aż tak, że nie możesz wydusić słowa? Nie martw się. Będzie jeszcze gorzej. - mimowolnie po moich policzkach spływały łzy. Nick po mnie przyjdzie powtarzałam sobie w myślach. John złapał mój podbródek. - Nie płacz kochanie. Chciałabyś wrócić do domu? Przykro mi, ale to nie jest możliwe. -płacząc wyrwałam się z jego uścisku.
 chce stąd uciec. Jak najszybciej.Jeden plus jest taki, że facet nie jest nachalny. Kiedy wychodził, zadzwonił mój telefon. Cholera. Zdążyłam tylko zobaczyć kto to. Nicolas. John wyrwał mi telefon z rąk i rzucił nim o ścianę.
- Ej! To nie kosztowało gorszy! - krzyknęłam patrząc jak mój ukochany telefon roztrzaskuje się na ścianie.
- Wreszcie jakieś słowa. - powiedział klaskając i zbliżył się do mnie. - teraz ten telefon nie będzie ci potrzebny.

*** Oczami Lou ***

Siedziałem w kuchni zastanawiając się, co mogę zrobić. Policja nie, bo David ma wszędzie swoich gości. Najpierw trzeba załatwić tych kolesi. Tylko jak? Tego jeszcze nie wiemy.
- Jej telefon jest wyłączony! - krzyknął Nick rzucając telefonem w blat stołu.
- Nicolas, uspokój się wszyscy się martwimy. Jakoś trzeba jej pomóc. Justin, ty zawsze byłeś tym mądrym. Co mamy zrobić? - odezwała się Julia.
- Jeszcze nie wiem. - powiedział zamyślony. 
- To się dowiedz, do cholery, bo mie tu zaraz szlag najjaśniejszy trafi! - wybuchłem. Wszyscy  spojrzeli na mnie z zaskoczeniem i współczuciem. On jej zrobi krzywdę. Znowu. 
- Wiem! Już wiem! - krzyknął Jus po długiej chwili czasu. Wszyscy zbliżyliśmy się do niego. - Wiem, gdzie jest każdy z kolesi Davida. Jest ich sporo, ale jakoś musimy dać radę. - powiedział pokazując nam rozrysowane pozycje każdego z nich. Wreszcie mogliśmy omówić nasz plan.

*** Oczami Kai ***

Już wieczór. Siedzę w zimnym pokoju. Jestem bez ciuchów. Zgwałcili mnie. Oboje. Chcę do domu. Nicolas pośpiesz się! krzyczała moja podświadomość. Jak raz się z nią zgadzałam. Do pokoju wszedł David. Skuliłam się.
- Przyniosłem ci kolację skarbie. - powiedział stawiajac przede mną talerz z kanapkami. Wyglądały bosko, ale nie mogłam ich zjeść. Chłopak wyszedł zostawiając mnie samą, a kanapki kusiły wyglądem. Nie mogę ich zjeść. Na pewno coś jest z nimi nie tak. Wzięłam talerz i już po chwili moje kanapeczki szybowały za oknem. Po prostu. Otworzyłam okno, a kanapki same spadły z talerza. 
Przy takim obrocie sprawy musiałam pójść spać bez kolacji. W sumie to nie wiem czy w ogóle dzisiaj zasnę...

____________________________________________________________

Jestem! Wesołych Świąt Wielkanocy! Nie wiem czy jutro będę miała czas, zeby wstawić rozdział, więc pojawia się dzisiaj! <3