wtorek, 31 marca 2015

Rozdział 20 "Stres"

Myślac o jutrzejszym dniu zasnęłam.


Obudziłam się z myślą o samobójstwie. Nie najgorzej. Powoli zwlokłam się z łóżka. Wyjrzałam przez okno. Piękny słoneczny dzień. Aczkolwiek udało mi się zauważyć pojedyncze deszczowe chmury. Podeszłam do garderoby, którą ostatnimi czasy bardzo pokochałam. Wybrałam zestaw, dołożyłam do niego ciepłą bluzę z kapturem. Wolnym krokiem zeszłam do kuchni.
- Dzień dobry. - powiedziałam krzywo się uśmiechając.
- Dzień dobry. - odpowiedziano mi niemrawo. Tym razem szczerze się uśmiechnęłam. Wiecie dlaczego? Bo po pierwsze Malika jeszcze nie było w kuchni, a po drugie wszyscy oprócz Liama i El mieli kaca. A ja lubię patrzeć na błędy, które kiedyś popełniałam ja, a teraz ktoś kto mnie pouczał, popełnił ten sam błąd. Wzięłam z lodówki jogurt, a z szuflady wyciągnęłam łyżeczkę.
- O której masz dzisiaj przesłuchanie? - zagadnęła Eleanor.
- O 18 już muszę tam być. - odpowiedziałam. - Ale wystąpię pewnie później, bo przede mną jest jeszcze parę osób. - dodałam. Dziewczyna pokiwała głową. Do kuchni wszedł Zayn i jego dziewczyna. Coraz bardziej wkurwia mnie jej obecność tutaj...
- Tak bez dzień dobry? - powiedziałam na wejściu. Malik westchnął. Ja też, po czym z rozmachem wyszłam z kuchni. Po krótkim zastanowieniu się, stwierdziłam, że pójdę gdzieś. Po chwili jednak przypomniałam sobie wczorajszy wieczór i wybrałam numer Justina.
- Hej mała, co jest? - usłyszałam po drugiej stronie.
- Hej, masz dla mnie czas? - zapytałam.
- Dla ciebie zawsze. Coś się dzieje?
- Kazałeś mi wychodzić tylko z wami, więc się słucham. - usłyszałam śmiech.
- Po raz pierwszy w życiu. - ja też się zaśmiałam.
- To jak. Masz czas?
- Tak. Zaraz będę. Szykuj się. - powiedział i się rozłączył. No i fajnie. Ponieważ byłam gotowa na spotkanie, poszłam do salonu. Niestety zastałam tam Malika z Perrie. Boże, umrę. Nic mi się nie chce. Usiadłam na fotelu tuż obok zakochanych. Po niedługiej chwili usłyszałam dzwonek i otwieranie drzwi.
- Cześć dziwaki. - usłyszałam głos Julii. Pobiegłam przyjaciołom na spotkanie. Przytuliłam obojga.
- Widzę, że nie przeszkadza ci, że przyprowadziłem przybłędę. - uśmiechnął się Justin. Julia wymierzyła mu kuksańca w ramię.
- Wychodzę! - powiedziałam głośniej. Usłyszałam "okej" od Eleanor, więc wyszłam. Poszliśmy na lody i do parku. Chodziliśmy i rozmawialiśmy o wszystkim. Przez chwilę nawet się goniliśmy. Potem usiedliśmy na ławce i patrzyliśmy na dzieci bawiące się na placu zabaw. Słuchałam przyjaciół, a jednocześnie powtarzałam w myślach moją piosenkę. Jest trudna, a jeszcze muszę początek grać sama na fortepianie...
Na co ja się zgodziłam? Jaka ja jestem głupia!
- Kaja, słuchasz nas? - usłyszałam pytanie przyjaciółki.
- Tak. Powtarzam piosenkę. Cicho - zbyłam ją i wróciłam do moich przemyśleń. Nagle coś sobie przypomniałam.
- Czemu nie ma z nami Nicka? - zapytałam i popatrzyłam po przyjaciołach.
- Powiedział, że nie może, ale na pewno będzie na przesłuchaniu. - odpowiedział mi Jus. Martwię się o tego głupka. Nie wiem co on wymyślił. Ale na pewno to nie jest nic dobrego. Westchnęłam cicho.
- Osz ty! Patrz, jakie ciacho! - powiedziałam trącając Julię.
- No niezły jest. Dałabym mu 9 na 10. - powiedziała odwracając się za chłopakiem.
- Nie zapominajcie, że z wami jest największe ciacho. - powiedział Justin na co my się zaśmiałyśmy. Nie czekałyśmy długo na jego reakcję. Po prostu wstał i chciał sobie pójść.
- No stój. Zostań. - powiedziałyśmy razem łapiąc go za rękę. Chłopak zatrzymał się, ale nie wrócił do nas. Wstałam i podeszłam do niego. Staliśmy twarzą w twarz. Co z tego, że sięgałam mu ledwie do ramion...
- Co ty robisz? - powiedziałam łapiąc się pod biodra.
- Twierdzicie, że jestem brzydki, to sobie idę. - powiedział wzruszając ramionami, ale nie dało się nie zauważyć, że bawi go ta cała sytuacja.
- Przecież nie jesteś brzydki. Przystojniak z ciebie. - powiedziałam śmiejąc się i wymierzając mu kuksańca w ramię.
- Przestań mnie bić. - powiedział podnosząc mnie i z łatwością przewieszając sobie przez ramię.
- No puszczaj! - krzyczałam uderzając go w plecy. Po niedługim czasie Julia przyszła mi pomóc.
Po paru minutach skończyliśmy naszą szopkę.
Wróciliśmy do domów.

***

Musiałam zacząć się szykować do występu. Już siedemnasta, a ja wciąż siedzę przed komputerem. Do tego zaczęło lać, więc prawdopodobnie musiałam ubrać się inaczej niż miałam zamiar. A może nie...
Przecież jadę samochodem, a w szkole jest ciepło. No właśnie. Nie ma co się denerwować. Ubrałam się (nie założyła maski.). Zastanawiałam się czy zostawić kapelusz. Po pewnym czasie stwierdziłam, że go zostawię. Poszłam zrobić sobie make - up.
Postawiłam na coś bardziej zwykłego. Nie chciałam przesadzać. Poza tym moje umiejętności nie były zbyt bogate. Zbiegłam na boso do kuchni.
- No, no. Jeśli nie dadzą ci punktów za śpiew, to chociaż za wygląd dadzą. - powiedział Hazz przyglądając mi się.
- Nie przyzwyczajaj się. - powiedziałam zabierając jabłko i znikając z pomieszczenia. 

***

Jeszcze chwila i zaraz wystąpię. Mam mega stresa. Spojrzałam zza kurtyny na widownię. Wszyscy są. Boże ja tu zaraz umrę. Wreszcie wywołano moje imię. wyszłam na scenę i usiadłam przy fortepianie. Z pustką w głowie zaczęłam grać. Po chwili chwyciłam mikrofon w rękę i wstałam. Dawałam z siebie wszystko.
Kiedy skończyłam śpiewać w oddali zobaczyłam Davida. Stałam jak wryta, a serce stanęło mi w piersi.
Słyszałam, że sędziowie bardzo mnie chwalą, ale teraz to nie było najważniejsze. Kumple od razu skumali, że coś jest nie tak i odwrócili się w stronę, w którą patrzyłam. Kiedy Nicolas wstał usłyszałam strzał. I się zaczęło. Krzyki,  piski. A ja nadal stałam sama w centrum tego wszystkiego. Poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę. Żaden mężczyzna. Mimo wszystko szybko się odwróciłam. Julia. Ciągnęła mnie w stronę wyjścia. Nagle poczułam piorunujący ból przeszywający całe moje ciało od wolnego ramienia. Kulka. Zrobiło mi się słabo. Usłyszałam tylko jak przyjaciółka krzyczy moje imię. Zemdlałam...

_________________________________________________________
TAK. WIEM
Rozdział z opóźnieniem, ale nie miejcie mi za złe. Mnie na prawdę było ciężko go dodać. Przez ten weekend miałam wiele do przemyślenia. Stało się coś, czego nikomu nie życzę. Niby nic, ale zabolało. Jeszcze to odejście Zayna... Ale mniejsza. U mnie na blogu Zayn będzie zawsze <3
Nadal wszyscy jesteśmy z nim

niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 19 "Kaskaderka"

Cholera...  


Teraz przede mną stał mój były chłopak. Nim się obejrzałam siedziałam w jego samochodzie. Cholera bałam się, ale nie dam tego po sobie poznać.  
- Zostaw mnie ty popieprzony idioto! - wydarłam się na cały samochód waląc ręką w kierownicę, przez co samochód zarzuciło na lewo.
- Uspokój się dziwko! - teraz on na mnie krzyknął i uderzył mnie w udo. Mocno. Pewnie zostanie siniak. Poddam się tak łatwo? O nie.
- Czego ty kurwa chcesz?! - wykrzyczałam chociaż dobrze znałam odpowiedź.
- No jak to czego? Ciebie skarbie. - spojrzał na mnie. Nienawidzę go. Chuja i tak się nie poddam.
- Nigdy nie byłam, a tym bardziej nie jestem twoim jebanym skarbem! - znowu mój niewyparzony ryj. - Jesteś pojebany! Jesteś chujem! Zwykłym chujem! - oho zaraz będzie zabawnie. - Nienawidzę cię. - dodałam, żeby nie było nudno.
 Kiedy spojrzałam na niego by zobaczyć jego reakcję zobaczyłam pistolet przed twarzą. Kurwa. Przestraszona otworzyłam drzwi i wyskoczyłam z samochodu.
Jadącego samochodu. Ja taka tam kaskaderka.  Spojrzałam w stronę samochodu. David uśmiechnął się i pojechał dalej. Dziwne. Skoro teraz uderzył już nie da mi spokoju. Boli mnie ramię. Powoli wstałam i otrzepałam się. Na szczęście nikogo nie było w pobliżu. Dawno nie robiło się takich kaskaderskich sztuczek. Wyszłam z wprawy. Usiadłam na pobliskiej ławce by zadzwonić do Nicka i obczaić jak wielką krzywdę sobie zrobiłam tą sztuczką kaskaderską. Na szczęście telefon się nie rozwalił. Zadzwoniłam do przyjaciela.
- Hej mała, co tam?
- Potrzebuję podwózki.
- Gdzie i kiedy?
- Park Sunsetwill ( nie pytajcie... Coś tam sobie wymyśliłam), teraz.
- Za 15 minut będę. - i rozłączył się. Spojrzałam na moje ramię. Hmm. Zbite. Przeżyję. Nogi obdarte. Pff. Gorzej było jak spadłam z drzewa...
Z zamyślenia wyrwał mnie stojący przede mną Nick.
- Co ci się stało? - zapytał siadając obok mnie.
- Wyskoczyłam z samochodu Davida, podczas gdy on celował we mnie pistoletem. - powiedziałam i z oczu popłynęły mi łzy. Mój przyjaciel westchnął ciężko i przytulił mnie do siebie.
- Już jestem. - powiedział. - Mówiłem, żebyś na siebie uważała. - dodał. Nie odezwałam się. Nadal płakałam wtulona w jego tors. Postanowiłam, że Louis się o tym nie dowie.Po prostu nie może wiedzieć.
- Zawieś mnie do domu. - powiedziałam. Pokiwał głową, wstał i zaniósł mnie do samochodu. Siedziałam oparta o szybę. Usłyszałam telefon.
- Halo?
- I jak się siedzi w domu? - usłyszałam głos Louisa. Nawet nie wiecie jak się cieszyłam, że go słyszę.
- W porządku. Zjadłam kolację nie dawno. Za niedługo pójdę spać, bo jestem zmęczona. - skłamałam. Oj no nie gniewajcie się na mnie. To w dobrej mierze. Na prawdę. Może mu grozić niebezpieczeństwo.
- Mogłaś pójść z nami na tą imprezę. Jest super.
- To świetnie. Bawcie się dobrze. - powiedziałam i rozłączyłam się. Nick popatrzył na mnie przez chwilę, ale szybko wrócił wzrokiem na drogę.
Nim się obejrzałam byłam pod drzwiami.
- Nie mam kluczy. - powiedziałam przyjacielowi. Westchnął, a ja niewinnie się uśmiechnęłam. - Drzwi od ogrodu powinny być otwarte. - Usłyszałam kolejne westchnięcie i ruszyłam w stronę ogrodu. Tak jak mówiłam, były otwarte.
Weszłam do domu i od razu zagrzałam wodę na herbatę.
- Jeśli chcesz, to możesz tu zostać. - oznajmiłam odwracając się do Nicka.
- Dzisiaj nie mogę. Jutro mam spotkanie z bratem. - powiedział.
- Oh! To pozdrów go ode mnie! - wykrzyknęłam. Jego brat mieszka w Hiszpanii i rzadko przyjeżdża do Londynu. - Długo tu zostanie? - zapytałam po chwili.
- Jakoś tydzień. - powiedział szczerząc się. - A wiesz co to znaczy?- spojrzałam na niego z miną idiotki. - Że zobaczy jutro twój występ! - powiedział głośno. Uśmiechnęłam się.
- No właśnie...
- Idziesz. - przerwał mi.
- Nie mogę narażać niewinnych ludzi na niebezpieczeństwo. Dobrze o tym wiesz. - powiedziałam.
- Będę tam. Justin też. Julka też. - powiedział. Nastąpiła chwila ciszy.
- Oh. Zapomniałbym! Załatwiliśmy dwóch z gości Davida. - powiedział w końcu szczerząc się. Ja również się uśmiechnęłam.
- Jestem z was dumna. - powiedziałam zgodnie z prawdą. - Dziękuję wam za wszystko.
- Od czego ma się przyjaciół. - powiedział znowu się uśmiechając. Przytuliłam go i po chwili wyszedł. Ja z moją herbatą poszłam do pokoju. Ubrałam piżamę i poszłam do łóżka.
Myślac o jutrzejszym dniu zasnęłam.

_________________________________________

Rodział dodaję dzisiaj, bo nie wiem czy jutro będę miała dostęp do komputera
Miłego czytania <3

poniedziałek, 16 marca 2015

Rozdział 18 "Lepszy humor niż zwykle"

W pewnym momencie oczy mi się przymknęły i odpłynęłam do krainy Morfeusza...


Obudziłam się w moim łóżku. Niezbyt dziwne biorąc pod uwagę, że zasnęłam na ramieniu Louisa. Cholera. Już jutro mam przesłuchanie do London Arts. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Wstałam z łóżka. Wolnym krokiem podeszłam do okna. Za oknem zobaczyłam piękny letni krajobraz i Louisa goniącego Eleanor. Do tego szczęśliwego obrazka przydałby się jeszcze pies i dziecko. Słodko. Kompletnie nie wiem czy goście sobie poszli czy może zostali. Julia pewnie została. Podeszłam do garderoby. Usiadłam na jej środku i powiedziałam:
- Nie mam się w co ubrać. No nie mam się w co ubrać! - Po długim przekładaniu ciuchów z miejsca na miejsce wybrałam zestaw. Stwierdziłam, że nigdzie nie wychodzę, więc ubrałam się luźno. Poszłam do łazienki i włosy spięłam w luźny kok oraz pomalowałam twarz fluidem. W całkiem dobrym humorze zeszłam na dół. W kuchni zobaczyłam Malika z Perrie, całą resztę zespołu bez Louisa i Julię. Mówiłam, że ona zostanie.
- Dzień dobry.  - przywitałam się z uśmiechem.
- Dzień dobry. - odpowiedzieli mi Niall, Liam, Harry i Julia. Zayn i Perrie tylko na mnie spojrzeli. Mam czuć się zaszczycona? Co to, to nie. Spojrzałam na stół. Nic nie zostało. Julia zauważyła mój wzrok.
- Siedź na tym krześle, sama sobie zrobię coś do jedzenia. - powiedziałam zanim dziewczyna zdążyła cokolwiek zrobić. - Nie spalę kuchni. - powiedziałam uśmiechając się widząc powątpiewający wzrok Liama.
- Kłóciłbym się. - powiedział Zayn z tym swoim uśmieszkiem. - A poza tym, co ty dzisiaj w takim dobrym humorze? - dodał po chwili. Krew już się we mnie gotowała. Z tego napięcia to aż tosty z tostera wyskoczyły. Wyjęłam je i włożyłam do tostera kolejne dwa kawałki suchego chleba.
- Ty zawsze byś się kłócił. - powiedziałam w miarę spokojnie. - Lepiej się zamknij, bo jak mój humor się popsuje to wylądujesz w basenie. - zagroziłam przez zęby. Tosty znowu wyskoczyły. Na wszystkich położyłam ser i pomidora. Zalałam wrzątkiem herbatę i powoli jadłam.
Po zjedzeniu czułam pewien niedosyt.
- Zjadłabym sobie kiszonego ogórka. - oznajmiłam. Wszyscy spojrzeli na mnie i się zaśmiali. Podeszłam do szafki, w której zawsze były ogórki. Są. Pokrojone w plastry. Wyjęłam słoik i z powrotem usiadłam przy stole.
- Ty tak serio? - Zayn patrzył na mnie z obrzydzeniem.
- A czemu nie? - wzruszyłam ramionami.
Do kuchni wszedł Lou z El. Szczęśliwi. No normalnie mi się od nich udziela ten dobry humor!
- Cześć gołąbeczki! - powiedziałam z szerokim jak nigdy uśmiechem. Para spojrzała po sobie. Louis przyjrzał mi się uważnie.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- W jak najlepszym. - odpowiedziałam. Chłopak uśmiechnął się.
- Wieczorem wychodzimy na imprezę. Chcesz iść? - zapytał Liam.
- Nie dzięki. Odpuszczę sobie dzisiaj. - powiedziałam uśmiechając się.

***

Wszyscy już poszli i zostałam sama w domu. Nareszcie. Muszę zapalić. Wyszłam na dwór. Odpaliłam papierosa i zaciągnęłam się. Powoli wypuściłam dym z płuc.
Niedopałek rzuciłam gdzieś daleko. Stałam tak jeszcze wdychając świeże powietrze zmieszane z moim dymem papierosowym, który jeszcze nie do końca sie ulotnił. Patrzyłam w niebo. Było jeszcze dość jasno, bo wszyscy wyszli koło 18. 
W pewnym momencie poczułam czyjeś ręce na biodrach. Dobrze je znałam. Żeby się jednak upewnić szybko się odwróciłam. Nie myliłam się.
Cholera... 


_________________________________________________________________

Rozdział znowu dodany późno, ale spałam XD
Ale jest w poniedziałek? Jest w poniedziałek XD
Miłego wieczoru XD <3

poniedziałek, 9 marca 2015

Rozdział 17 "Let me be your superhero"

- Martwię się o... 


... O ciebie - wykrztusił wlepiając we mnie swój wzrok. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Nicka nie oszukam.
- Nie masz potrzeby. Wiem, mam mnóstwo problemów, ale to nic. Ja dam radę. - powiedziałam po długiej przerwie.
- Zawsze ci pomogę. - powiedział.
- Wiem. - odpowiedziałam i ułożyłam głowę na jego ramieniu. Długo trwała cisza, ale pasowało mi to. Nasza cisza, to nie była przytłaczająca, czy niezręczna cisza. Nasza cisza w tej chwili była spokojna i jak najbardziej potrzebna. Ja i Nicolas kochamy ciszę.
- Jesteś dla mnie bardzo ważna. - jego ciche słowa zostały w mojej głowie na długo. Wiedziałam, że jestem dla niego ważna, ale nie pamiętam, żeby kiedykolwiek mi to mówił. Spojrzałam na niego, ale nie mogłam nic z siebie wydusić. Po prostu się do niego przytuliłam.
- Tu jest nasza zguba! - usłyszałam za plecami głos Harrego. Momentalnie się odwróciłam. Nicolas zrobił to samo tylko 9426439287 razy wolniej. Czasem mam wrażenie, że ten człowiek jest starcem.
- Wszystko okej? Uciekliście od nas. - powiedział siadając koło mnie.
- Wszystko w porządku. - odpowiedziałam uśmiechając się. - Zaraz wracamy. - Harry pokiwał twierdząco głową i wyszedł z pokoju.
- Martwią się o ciebie. - powiedział Nick podnosząc się.
- O nas. - sprostowałam wchodząc mu na plecy. Chłopak uśmiechnął się tylko i pokiwał na mnie przecząco głową. Nicolas zniósł mnie z piętra. Towarzyszyły nam uśmiechy i spojrzenia wszystkich zebranych. Na dole czekała już na nas zdenerwowana Julia, a z nią Justin. Wiedziałam, że chłopak już jej powiedział o wiadomości od Davida.
- Gdzie wyście byli?! - wykrzyknęła widząc nas. Nicolas pozwolił mi z siebie zejść (nic, nic czytaj dalej, to tylko moje zryte skojarzenia), żebym mogła podejść do przyjaciółki.
- Staruch potrzebował rozmowy. - wzruszyłam ramionami odwracając się do Nicka.
- Mogło się coś stać. - powiedziała.
- Ale się nie stało. Poza tym, byłam z Nickiem. - starałam się ją uspokoić.
- Dlatego jeszcze nic ci nie zrobiłam. - powiedziała nadal zdenerwowana. Uśmiechnęłam się.
- Nie ruszaj się nigdzie bez nas. - zadecydował Justin, a cała reszta zgodziła się z jego słowami.
- Zaraz, zaraz. Chcecie mi powiedzieć, że jeśli żadne z was nie będzie mogło pójść ze mną na imprezę, to będę musiała zostać w domu? - pokiwali głowami. Zaśmiałam się. - To prawie jak szlaban. - powiedziałam z uśmiechem.
- I zawsze jak coś się stanie masz do któregoś z nas dzwonić. - powiedział Nick. Pokiwałam głową twierdząco.
- Tylko, że ja was tak nie mogę narażać. - powiedziałam. - Muszę sama poradzić sobie z moimi problemami. - tym razem to oni się uśmiechnęli.
- Nie musisz sama radzić sobie z problemami. - powiedziała Julia.
- Od tego masz nas, żebyśmy ci pomagali. - dodał Justin.
- Pozwól mi być twoim superbohaterem. Nie ma miejsca, do którego za tobą nie pójdę. - tekst piosenki. Uśmiechnęłam się.
- Nie musisz się przy nas bać upadku, bo zawsze kiedy będziesz potrzebowała mnie po swojej stronie, ja tam będę. - powiedziała Julia. Znowu tekst piosenki.
- Przy nas nie musisz udawać silnej. - dodał Justin.
- Bo my zawsze dobrze wiemy, jak jest naprawdę. - Nick. Po policzku spłynęła mi łza. Poczułam chuda ramiona otulające mnie, potem silniejsze i podobne Justina. Kocham ich. Dobrze, że tu są.
Otarłam twarz i wygramoliłam się z ich objęć. Chce mi się spać. Trudno.
Poszłam do salonu i zauważyłam, że teraz oglądają inny film. Znowu horror, ale tym razem inny. Z myślą, że mnie choć trochę mnie obudzi postanowiłam go obejrzeć.
- Wszystko w porządku? - zapytał Louis lustrując mnie wzrokiem.
- Tak. - odpowiedziałam.
- Zawsze możesz na mnie liczyć. - wiem, ale nie chcę. Wiem, że postępuję wobec niego nie w porządku, ale inaczej nie umiem. Nie chcę narażać też jego na niebezpieczeństwo. Oparłam głowę na jego ramieniu. Kocham horrory, ale gdybym miała wybierać pomiędzy bajką, a horrorem to wybrałabym bajkę. Mniejsza o to. W pewnym momencie oczy mi się przymknęły i odpłynęłam do krainy Morfeusza...


______________________________________________________

Dzisiaj rozdział pojawia sie później, ale ważne, że jest. :)

poniedziałek, 2 marca 2015

Rozdział 16 "On był wszystkim..."

Myślałaś, że możesz o mnie zapomnieć kochanie? O mnie nie da się zapomnieć. 


Siedziałam jak wbita w to krzesło. Wiedziałam, że ten idiota teraz ma na twarzy uśmiech. Słowa sms'a nie chciały wyjść mi z głowy. Biegały po niej jakby były na jakimś pierdolonym maratonie. Ja tu zaraz umrę. Do chuja, ja już nie wiem co robić. Umrę, umrę, umrę, umrę, umrę, umrę, umrę. Powoli schowałam telefon z powrotem do kieszeni. Siedziałam w ogrodzie jeszcze bardzo długo, dopóki nie przyszedł do mnie Justin.
- Co jest mała? - on zawsze od razu wie, że coś jest nie tak. Bez słowa wyjęłam telefon z kieszeni i pokazałam mu wiadomość.
- Cholera. - wydusił tylko i usiadł na krześle obok mnie. Nie do końca wiedziałam co robić, więc usiadłam mu na kolanach i wtuliłam się w jego tors.
- Nic ci się nie stanie. Dopilnujemy tego. - starał się mnie pocieszyć. Mówił coś jeszcze, ale nie słuchałam. Patrzyłam na poruszające się pod wpływem wiatru krzewy i drzewa. Starałam się wyrzucić z głowy wszystkie myśli.
Nie wiem ile tak siedzieliśmy. Szczerze mówiąc nie miałam ochoty tego przerywać, bo było mi ciepło i wygodnie. Niestety Jus powoli mnie z siebie ściągał, więc musiałam wstać. Momentalnie przeszedł mnie dreszcz i zrobiłam skwaszoną minę. Chłopak zmierzwił mi włosy i poszedł do domu. Postanowiłam zrobić to samo. Nie tylko dlatego, że było mi zimno, zgłodniałam. W poszukiwaniu jedzenia weszłam do salonu. Wszyscy przywitali mnie uśmiechami i prośbami, żebym została. Udało mi się jakoś wymigać i poszłam do kuchni. To co tam zobaczyłam dosłownie wbiło mnie w ziemię. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale chyba nie wypadało co? A no tak. Przecież wy nawet nie wiecie co ja tam zobaczyłam. W kuchni była Panna Perrie i obściskiwała się. Jeśli myślicie, że z Malikiem to grubo się mylicie. Edwards była tam z jakimś moim starym kumplem, którego szczerze mówiąc nawet słabo kojarzyłam. Jezu. Super widok. Odchrząknęłam i zwróciłam na siebie tym samym uwagę.
- Kaja. nie mów nic Zaynowi. - zaczęła Edwards. Zaśmiałam się. Oboje spojrzeli na mnie zdezorientowani.
- Jebie mnie twój pojebany związek z Zaynem. Kurwa... - znowu śmiech. - Serio mam to w dupie. Róbcie sobie co chcecie... - zastanowiłam się. - Chociaż byłby niezły ubaw gdybym mu powiedziała co? - do kuchni wszedł wyżej wspomniany i popatrzył na dwójkę. Postanowiłam mu jednak nie mówić. I tak mi pewnie nie uwierzy. Poza tym, gdybym mu powiedziała i uwierzyłby mi to tak jakby oddałabym mu przysługę nie? To za dużo jak na mój mały mózg. Wzięłam sobie jedną z kanapek zrobionych pewnie przez Julię lub Eleanor. Napotkałam wzrok Zayna, ale nic sobie z tego nie zrobiłam. Wróciłam do salonu. Oglądali jakiś horror. Wcisnęłam się pomiędzy Julię a Nicka. Oparłam głowę na ramieniu przyjaciela i w spokoju oglądałam film.
Szczerze? Nick od samego początku był kimś w rodzaju mojego chłopaka, ale bardziej przyjaciela. On był wszystkim. Bratem, ojcem, przyjacielem, chłopakiem, wujkiem, nawet siostrą i mamą. Łączy nas specjalna więź, której nie da się nazwać. Oboje szczerze mówiąc tak do końca tego nie ogarniamy. Ważne jest to, że umiemy sobie ufać i czuję się przy nim cholernie bezpiecznie. Ja na prawdę nie mam pojęcia co nas łączy. Wiem jedno... Kiedy cały świat odwróci się ode mnie, to Nicolas zostanie. Kocham go. Czułam jego wzrok na sobie. Podniosłam głowę, by spojrzeć na niego pytająco. Chłopak pokiwał głową. Hmm. Co z nim?
- Nick, co z tobą? - zapytałam cicho. Nicolas spojrzał na mnie i znów pokiwał głową. Wstałam i złapałam jego rękę. Wyprowadziłam go z salonu i wyszłam na balkon w moim pokoju. Starałam się na niego nie naciskać, ale patrzenie na niego w takim stanie rozdzierało mi serce na jeszcze mniejsze kawałeczki. Mój biedak.
- Co chciałaś? - zapytał w końcu. Wreszcie odważyłam się na niego spojrzeć.
- Co się z tobą dzieje Nick? Martwię się. - powiedziałam. On tylko się uśmiechnął.
- Też się martwię. - odparł wzruszając ramionami. Okej. Jestem głupia, ale teraz czuję się jeszcze głupsza. Patrzyłam na niego wyczekująco.
- Martwię się o...

_________________________________________________

I jak się podoba? Wiele się dzieje. Szkoda, że na blogu taka słaba aktywność ;c