Obudziłam się z bólem z tyłu głowy. kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam zatroskanego Louisa, a z tyłu Julię.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Jak widać. - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem na ustach.
Próbowałam wstać, ale nogi znów odmówiły mi posłuszeństwa i upadłam na Louisa.
- Może któryś z chłopaków cię odwiezie i odpoczniesz - zaproponował. Widziałam, ze coś jest nie tak.
- Lou, wszystko w porządku?- zapytałam.
- Tak. - odpowiedział. Nie chciałam się z nim kłócić.
- Chcę tu zostać, nie chcę, żeby któryś z nich mnie odwoził. - powiedziałam powoli. Louis kiwnął głową. Uważnie go obserwowałam. Co się stało kiedy zemdlałam?!
- Idę po kawę, też chcesz? - zapytał.
- Yyy nie, ale chcę gorącą czekoladę. - odpowiedziałam siadając obok mamy. Delikatnie złapałam jej rękę. Zaczęłam rozmawiać o czymś z Julią, kiedy przyszedł Louis i wręczył mi czekoladę. Posłałam mu serdeczny uśmiech i znów zwróciłam się do mojej przyjaciółki. po chwili poczułam jak uścisk się zaciska i to nie byłam ja.
To ona zacisnęła uścisk. Uśmiechnęłam się i spojrzałam w stronę mamy. Spojrzała na mnie z tym swoim uśmiechem i powiedziała:
- Pamiętaj, ze nie ważne, czy w życiu ci wyjdzie czy nie, czy spełnisz swoje marzenie czy nie... Pamiętaj, najważniejsze jest to, że się starałaś... - te słowa utkwiły mi w głowie. Zawsze kiedy z czymś sobie nie radziłam, ona mówiła "najważniejsze, że się starałaś". Dzięki tym słowom, zawsze próbowałam dalej, to dzięki tej kobiecie nauczyłam się żeby nigdy się nie poddawać i że jeśli na czymś ci zależy osiągniesz to. Jeśli teram ma jej się coś stać... Jeśli teraz ma umrzeć, to ja jej nie zostawię. Nie będę taka głupia jak kiedyś i nie zostawię jej tak jak zostawiłam tatę.
- Kocham cię, mamo. - powiedziałam, podkreślając słowo "mamo". Uśmiechnęła się. Miałam łzy w oczach, nie wiedziałam co robić, bałam się, że stracę też ją. Moja mama zmarła od razu po urodzeniu mnie i mam wrodzoną wadę nadgarstka i prawdopodobnie nigdy nie będzie w pełni sprawny, a ta kobieta pokazała mi, że jestem normalną osobą mimo wszystko. Bardzo dobrze zastępowała samą mamę, a potem obojga rodziców. Zawsze traktowała mnie jak swoją biologiczną córkę. Lzy mimowolnie płynęły po moich policzkach. Mam dość. Wybiegłam z sali jak najszybciej mogłam omijając wszystkie spojrzenia ludzi, a już tym bardziej kumpli mojego brata. Kiedy znalazłam się na dworze zwinęłam rękę w pięść i uderzyłam w mur szpitala. Z ręki poleciała krew. Przygryzłam wargę. Przybiegła do mnie Julia.
- co ty do jasnej cholery robisz co?! - wykrzyczała na mnie. Zaczęłam płakać. - przepraszam, słońce nie chciałam, po prostu się zdenerwowałam, wiem że to wszystko to dla ciebie za dużo, ale jakoś, przez to przejdziemy. Razem. - powiedziała przyjaźnie się uśmiechając.- Może faktycznie, ktoś powinien zabrać cię do domu co?
- Nie. - powiedziałam stanowczo. - Nie zostawię jej teraz, ona nie zostawiła mnie nigdy, więc ja nie zostawię jej teraz kiedy jest w tym stanie. Nie mogę. - powiedziałam. Ostatnie dwa słowa wypowiedziałam cicho, ale na tyle głośno żeby usłyszała. Usłyszała i zrozumiała, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo już nic więcej nie mówiła. Pomogła mi wstać i wróciłyśmy do szpitala.
- Jezu co ci się stało? - zapytał Louis na wejściu. Dopiero teraz przypomniałam sobie, ze przecież mam rozwaloną rękę.
- Nic takiego, jebłam ręką w ścianę.- odpowiedziałam spokojnie. Podszedł Zayn i spojrzał na moją dłoń.
- Wnioskuję, że masz dobrego prawego sierpa. - powiedział dławiąc się śmiechem.
- Uważaj, bo zaraz się przekonasz.
- Spróbuj. - już miałam go udeżyć, kiedy Louis złapał moją rękę.
- Ty tak na serio? - zapytał.
- Sam chciał. Ja tylko chciałam spełnić jego prośbę. - powiedziałam.
- I przy okazji złamać mi szczękę. - dokończył Zayn.
- Przy okazji... - powiedziałam szczerząc się. Louis popatrzył na mnie karcącym wzrokiem.
- Co? - zapytałam.
- Nic. - westchnął. Uśmiechnęłam się i chciałam odejść, ale przypomniało mi się coś i odwróciłam się z powrotem w stronę Louisa.
- Jak z mamą? - zapytałam.
- Już jest lepiej, być może ie długo wróci do domu... - powiedział zmieszany. Wiedziałam, ze nie mówi mi wszystkiego. Uważał, że tak będzie lepiej. Zresztą ja też nie jestem z nim do końca szczera, kiedy mówię, że u mnie wszystko okej. Zobaczyłam spieszących się lekarzy i pielęgniarki, coś musiało być nie tak, ale gdzie tak się spieszyli... Zaraz, zaraz wszyscy wchodzą do sali mojej mamy. Co się do cholery dzieje?! Pobiegłam w tamtą stronę, ale nie chcieli mnie wpuścić.
- Jest już lepiej?! - zwróciłam się do Louisa
- Było.
- W co ty ze mną pogrywasz Tommo?! - krzyknęłam wyrzucając ręce w powietrze.
- KeKe uspokój się. - starał się brzmieć spokojnie, ale wiedział, że kiedy mówię do niego "Tommo", to nie żartuję.
- I nie mów do mnie KeKe! Nie jestem twoją koleżanką.- łapałam pojedyncze spojrzenia chłopaków.
- Masz rację. Jesteś moją siostrą...
- Skoro, jestem twoją siostrą to chyba powinieneś być ze mną szczery! - przerwałam mu. - przynajmniej w takich sytuacjach. - dokończyłam ciszej.
- A w jakich sytuacjach mógłbym cię okłamać? - zapytał, nie chciałam, żeby to usłyszał.
- Na pewno nie w takiej! Teraz to chyba nie jest najważniejsze! - powiedziałam spoglądając w stronę sali, w której próbowano uratować życie mojej mamie. Kaja jesteś zajebista, tam twoja mama walczy o życie, a ty tutaj kłócisz się z bratem pomyślałam.
***
Kiedy akcja ratunkowa się skończyła, cała ekipa, która była w sali wyszła kiwając głowami.
- Możecie się pożegnać. - powiedział lekarz. O nie, nie nie nie nie nie nie nie nie nie. Wbiegłam do sali.
- Dlaczego ty mamo? - powiedziałam do kobiety leżącej obok mnie. Położyłam głowę na jej brzuchu. Dlaczego? Dlaczego ona? Dlaczego nie ja? moje myśli kłębiły się w głowie.
Jedna samotna łza spłynęła mi po policzku. Nie chciałam jej wycierać. Do oczu zaczęły napływać następne i chociaż nie chciałam płakałam, a najgorsze w tym wszystkim było to, ze jak bardzo bym chciała, nie mogłam przestać. Miałam dość. Znowu. Zaczęłam krzyczeć. Nie wiedziałam co robić. Poczułam ręce obejmujące mnie. Julia.
- KeKe, nie płacz. Proszę cię. Jakoś sobie poradzisz.. - mówiła cicho. - Jesteś silna, KeKe, proszę... Chodź, pójdziemy do domu, napijesz się kakao...
- Do jakiego domu?! Ja nie mam już domu! - krzyknęłam. - Gdzie jest Louis? - zapytałam rozglądając się.
- Wyszedł.
- Mój Boże pozwoliliście mu teraz wyjść gdzieś samemu?! - krzyczałam.
- Nie. Liam i Niall za nim poszli. - powiedział zachrypnięty głos za mną. Ten, którego tak nienawidziłam. - Zanim wyszedł kazał nam zawieźć was do jego domu, więc ruszaj dupę i wsiadaj do auta. - dokończył. Bez słowa wykonałam jego polecenie, nie miałam ochoty na kłótnię z nim.
- Może byś odnosił się do niej grzeczniej dupku. - upomniała go Julia.
- Czyli teraz ma jakieś specjalne względy? - krzyknął.
- Uważaj sobie chuju! - ona też podniosła głos. Zaczęli się kłócić. Po chwili do kłótni dołączył Harry i zrobił się harmider.
- A moze tak byście się zamknęli i zawieżli nas w końcu do tego cholernego domu, bo i tak już jestem kurewsko wkurwiona, więc nie musicie tego pogarszać. - warknęłam. Wszyscy wsiedli do samochodu nie mówiąc ani słowa. Zayn siedział na miejscu kierowcy, Harry siedział obok niego, a my dwie z tyłu. Obserwowałam bacznie wszystkie mijane samochody i domy.
Cały czas czułam, ze brakuje mi jakiejś cząstki mnie. Wiedziałam, że już nikt nie uzupełni tej cząstki. Zatrzymaliśmy się pod dosć dużym domkiem jednorodzinnym. Był uroczy. Wyszłam z samochodu i podeszłam do drzwi. Nie zdążyłam zapukać, a już stała przede mną śliczna, wysoka brunetka.- Cześć, jestem Eleanor. Ty musisz być Kaja. - powiedziała.
- Cześć. Jestem Kaja. Nie myliłaś się. - powiedziałam uśmiechając się. - Jest Louis? - zapytałam.
- Nie, ale nie długo wróci... Tak myślę... - zamyśliła się. - Wejdźcie. Chodź pokarzę ci twój pokój. - dziewczyna prowadziła mnie w górę po schodach, aż doszłyśmy do pokoju, na drzwiach którego była tabliczka z napisem "KeKe". Weszłam do pokoju i zobaczyłam nad łóżkiem napis "Kaja", on na mnie czekał. Pokój był koloru beżowego i miał duże pewnie wygodne łóżko, a po obu jego stronach były dwie komódki. Na ścianie, na sznurku wisiały zdjęcia. Moje, moje z Louisem, z mamą, najróżniejsze. W pokoju była gigantyczna garderoba, taka jaką zawsze chciałam mieć i łazienka. Na parapecie były poduszki, co bardzo mi się podoba. No i, chyba najważniejsze, to, to, że była tam gitara. Z podpisem EDA SHEERAN'A.
- Ona... Jest moja? - zapytałam wskazując w jej stronę.
- Mhm. - odpowiedziała uśmiechając się. - Lou wspominał, ze lubisz Eda i załatwił ci jego podpis. - Wow no nieźle.- To ja wychodzę i cię zostawiam.
- No okej. - odpowiedziałam. Zostałam sama w tym moim małym królestwie. Po raz pierwszy w życiu poczułam się jak księżniczka, ale tak czy siak nigdy nie będzie podobał mi się ten dom tak, jak stary...
________________________________
Trochę długi wyszedł, ale trudno. Najważniejsze, że w końcu jest. Jesli Wam się podoba, to zostawcie komentarz, pisze to dla Was. ;)
Super czekam na nn
OdpowiedzUsuńBoski! Dawaj szybko next. Plisss <3
OdpowiedzUsuńSuper blog :* Czekam na nexta :) Niech coś z Zayn'em pokręci :D Żeby było ciekawie xd
OdpowiedzUsuń