*** Oczami Kai ***
W ogóle nie spałam. Nie dostałam śniadania. W nocy przyszli do mnie około dwóch razy. Musze sobie jakoś poradzić. Muszę stad uciec. Bo inaczej nie przeżyję. Do piwnicy wszedł David i John.
- Dzień dobry. - powiedzieli. Odwróciłam się.
- Stroimy fochy? - zapytał John powoli mnie podnosząc. Cicho pisnęłam. Puścił mnie, a ja by nie upaść oparłam się o ścianę. Dasz radę. Spróbuj. Nic gorszego już cię nie spotka. mówiłam sobie. John wyszedł. To mój czas.
- Jak możesz? Zawsze mówiłeś, że mnie kochasz. - nie zwrócił na mnie zbytniej uwagi. Powoli wzięłam pistolet, który był niedaleko mnie.
- Co ty kombinujesz? - zapytał przez chwilę na mnie patrząc.
- Nic. - powiedziałam. - Po prostu. Zawsze mówiłeś, że kochasz, że nigdy nie skrzywdzisz. - zmusiłam się do płaczu. No dobra, nie musiałam się zmuszać. - A teraz. Spójrz, co mi zrobiłeś. Ja wiem, że gdzieś tam daleko jest ten chłopak, którego kochałam. Wiem, że on jest gdzieś tam na dnie. Wiem to. - popatrzał na mnie.
- Mówiłem, że zawsze będziesz moja, a ty obiecałaś, że ja zawsze będę twój.
- Zmieniłeś się.
- Ja?! To ty mnie zostawiłaś! - zaczął się denerwować.
- Przepraszam. - powiedziałam. Zbliżył się do mnie. Podłożyłam mu pistolet do piersi.
- Przecież tego nie zrobisz. - stwierdził.
- Odsuń się. - powiedziałam. Ręka mi się trzęsła. - No już! Odejdź ode mnie! - krzyknęłam, a on posłusznie odsunął się kawałek. Był nieco skołowany, ale sytuacja go bawiła... Szkoda, że dla mnie to nie jest takie śmieszne... Powoli się zbliżyłam. Korzystając z tego, że jak mówiłam jest nieco skołowany uderzyłam go pistoletem w krocze jak najmocniej umiałam. Wbiegłam po schodach na górę i ostrożnie szukałam wyjścia z domu(?) o ile domem można to nazwać. Po pewnym czasie znalazłam wyjście. Ale David zdążył już się otrząsnąć, a poza tym niedaleko był John. Musiałam być szybsza. Wybiegłam z domu i chyba zatrzasnęłam drzwi, bo nie mogli ich otworzyć. Zobaczyłam samochód. Pociągnęłam za klamkę. Nie sądziłam, że będzie otwarty. A nawet jeśli to wychodząc wzięłam klucze z komody. Mniejsza.Odpaliłam i odjechałam jakimś polem. Usłyszałam strzał, a potem poczułam ból w ramieniu. Ja również strzeliłam. David dostał w dłoń, a John chyba w ramię. Wreszcie mogłam skupić się na prowadzeniu. Usłyszałam jak jakiś niewielki przedmiot uderza o podłogę. TELEFON! OŁ JEA! Powoli go podniosłam i wybrałam numer policji. David od dawna był poszukiwany. Powiedziałam gdzie się ukrywa. Kiedy pytali o dane powiedziałam, że nie chcę rozgłosu, ale mówię prawdę. Rozłączyłam się. Samochód wyglądał jak wrak, a ręka i policzek bolały niemiłosiernie, więc zatrzymałam się na obrzeżach Londynu pod jakąś kawiarenką. Wybrałam numer Nicka. Odebrał od razu.
- Gdzie ona jest popaprańcu?! - warknął. Mimowolnie na moją twarz wkradł się delikatny uśmiech.
- Rozmawiasz z nią popierdoleńcu. - powiedziałam.
- Nie wierzę. Kaja! - wykrzyknął. - Gdzie jesteś? - usłyszałam głos Justina i czyiś szloch.
- Obrzeża Londynu. Obok małej kawiarenki. - wyszłam z samochodu, żeby zobaczyć ulicę. - Na
Dunmow Road. - powiedziałam. - Poznacie po wraku samochodu. - dodałam.
- Nie ruszaj się nigdzie. Zaraz będziemy. - Lou. Mój braciszek. Rozłączyłam się. Wsiadłam z powrotem do samochodu. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego ludzie Davida jeszcze mnie nie sprzątnęli. Przemyślenia na ten temat pochłonęły mnie do tego stopnia, że na chwilę zapomniałam o bólu. Do samochodu podbiegła Julia z Nicolasem. Ostrożnie wyciągnęli mnie z auta i chcieli pomóc dojść do ich samochodu, ale zaprotestowałam.
- Poradzę sobie. - powiedziałam. Spojrzałam na Louisa, który stał z boku widocznie zmartwiony. Próbowałam się jakoś do niego uśmiechnąć, ale wyszedł z tego grymas bólu. Weszłam do auta i odchyliłam głowę do tyłu. Nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie dotykał. Czuję się brudna. Siedziałam obok Louisa i Julii, Justin prowadził, a Nick siedział na miejscu pasażera spoglądając w lusterko. Poczułam się słabiej, więc odchyliłam głowę bardziej do tyłu i zamknęłam oczy.
- Justin, szybciej. - usłyszałam tylko stłumiony głos Julii, a potem odpadłam.
Dunmow Road. - powiedziałam. - Poznacie po wraku samochodu. - dodałam.
- Nie ruszaj się nigdzie. Zaraz będziemy. - Lou. Mój braciszek. Rozłączyłam się. Wsiadłam z powrotem do samochodu. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego ludzie Davida jeszcze mnie nie sprzątnęli. Przemyślenia na ten temat pochłonęły mnie do tego stopnia, że na chwilę zapomniałam o bólu. Do samochodu podbiegła Julia z Nicolasem. Ostrożnie wyciągnęli mnie z auta i chcieli pomóc dojść do ich samochodu, ale zaprotestowałam.
- Poradzę sobie. - powiedziałam. Spojrzałam na Louisa, który stał z boku widocznie zmartwiony. Próbowałam się jakoś do niego uśmiechnąć, ale wyszedł z tego grymas bólu. Weszłam do auta i odchyliłam głowę do tyłu. Nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie dotykał. Czuję się brudna. Siedziałam obok Louisa i Julii, Justin prowadził, a Nick siedział na miejscu pasażera spoglądając w lusterko. Poczułam się słabiej, więc odchyliłam głowę bardziej do tyłu i zamknęłam oczy.
- Justin, szybciej. - usłyszałam tylko stłumiony głos Julii, a potem odpadłam.
*** Oczami Louisa ***
Po pewnym czasie dojechaliśmy do przyjaciela Justina, który jest lekarzem. Nie wzięliśmy jej do szpitala, bo miała ranę postrzałową i nie chcieliśmy rozgłosu.
Zaniosłem Kaję do wskazanego pokoju i wyszedłem, kiedy Josh (imię kolesia) mnie wyprosił. Wydawało się, że czekamy wiecznie. Siedzieliśmy w kuchni przy herbacie, którą nam zrobiła narzeczona Josha. Uderzałem palcami o blat stołu i czekałem zestresowany. Czułem na sobie wzrok Julii. Ona też była przerażona. W końcu znają się z Kają od dziecka. Podszedłem do niej i mocno ją do siebie przytuliłem. Wtuliła sie w moje ramię i zaczęła cicho płakać.
- Nie pozwoliła mi się nawet dotknąć. - powiedziała cichutko szlochając. Posadziłem ją sobie na kolanach, żeby było mi wygodniej.
- Była w szoku. Ale wiem na pewno, że bardzo cię potrzebuje. - przypomniałem sobie, że miałem napisać El, gdzie jesteśmy. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i napisałem dokładną ulicę. Do kuchni wszedł Josh i spojrzał na wszystkich.
- Wszystko zależy teraz od niej. Ja zrobiłem co mogłem. - po tych słowach zamarłem. Świat się właśnie dla mnie zatrzymał...