sobota, 26 marca 2016

Rozdział 40 "Nowe życie?!"

W pewnym momencie usłyszałam głośny trzask. Jako, że siedziałam w środku poleciałam do przodu. Jedyne co słyszałam to moje imię głośno krzyczane przez jakąś osobę....


Obudziły mnie jakieś głosy. Spróbowałam otworzyć oczy. Ciemność. Kurde, jestem pewna, że mam otwarte oczy.... Co jest do kurwy nędzy.
- Kaja. Wreszcie się obudziłaś. - usłyszałam głos Zayna. Nie był zbyt zadowolony. Chciałam go zobaczyć, ale kuźwa nie wiem czemu nie mogę. Uniosłam rękę, żeby dotknąć oczu. Poczułam dziwny materiał, pewnie bandaż. Ale czemu do cholery mam bandaż na oczach?!
- Zayn. - wyciągnęłam rękę w jego stronę, a przynajmniej tak mi się zdaje, bo kuźwa nic nie widzę! - O co chodzi? Czemu mam bandaż na oczach? Co z Louisem i resztą? - zalałam go masą pytań.
- Wszytko w porządku. Mieliśmy wypadek. Louis ma jedno złamane żebro i nogę, a El w jakiś magiczny sposób złamała obojczyk. Jeśli chodzi o mnie, to wszystko w porządku, mam złamaną rękę, a z resztą wszystko okej, trochę się poturbowali. - odpowiedział.
- Gdzie oni wszyscy są? - zapytałam, jednocześnie przetwarzając informacje otrzymane wcześniej.
- Louis i Eleanor są w swoich salach, Julia tu śpi, a cała reszta jest w domu. - odpowiedział mi spokojnie. Usłyszałam ciche sapnięcie Julii.
- Obudziła się? - zwróciła się do Zayna. Chłopak mruknął twierdząco. - Powiedziałeś jej już?
- Jeszcze nie. - powiedział cicho.
- Co? Co miałeś mi powiedzieć? - zaczęłam się trochę denerwować. Chłopak i Julia milczeli, a ja usłyszałam kroki.
- Widzę, ze panienka już się obudziła. - powiedział prawdopodobnie mój lekarz.
- Doktorze? - zaczęłam niepewnie. - Dlaczego mam bandaż na oczach? - zapytałam.
- Chyba ja powinienem jej to powiedzieć. - powiedział mój chłopak.
- Jak sobie pan życzy. - odpowiedział lekarz i wyszedł z sali, a przynajmniej tak mi się wydaje.
- Zayn? - tak bardzo chciałabym teraz zobaczyć co wyraża jego twarz. 
- Kaja... Bo.. No.. - zaczął się jąkać. Szukałam jego ręki. Chłopak podał mi ją, a ja delikatnie ją ścisnęłam.
- Zayn. Uspokój się. I zacznij od samego początku. Od samego wypadku. - powiedziałam spokojnie.

*** Oczami Zayna ***
  
Jak ja mam jej to powiedzieć? Przecież ona się załamie.
- Kaja... Bo... No... -zacząłem się jąkać. Dziewczyna szukała mojej ręki, więc jej ją podałem. 
- Zayn. Uspokój się. I zacznij od samego początku. Od samego wypadku. - powiedziała spokojnie. Łatwo powiedzieć. Wziąłem głęboki oddech.
 
Retrospekcja
 
Wracaliśmy do domu. Pogoda była okropna. U Louisa można było dostrzec niepokój. Chłopak był bardzo spięty i kurczowo ściskał kierownicę. Jak gdyby po raz pierwszy jechał samochodem. W pewnym momencie inny samochód wyjechał zza zakrętu z wysoką prędkością i uderzył w nasze auto. Dało się słyszeć głuchy trzask. Automatycznie obróciłem się, żeby sprawdzić co z Kają. Jednak jej tam nie zobaczyłem. Widziałem tylko Julię. Wyglądała strasznie z jej głowy leciała krew. Ale gdzie do cholery jest Kaja?! Delikatnie obróciłem się przed siebie. Louis z przerażeniem patrzył na mnie. Nie wiedziałem o co mu chodzi, dopóki nie spostrzegłem Kai zaraz przed nim. Ona prawie wypadała na maskę. Była cała zakrwawiona. Louis wyciągnął do niej ręce, ale szybko je cofnął z krzykiem bólu. Na miejsce szybko przejechała karetka. Pierwszą osobą, którą się zajęli była oczywiście Kaja.
- Ja muszę z nią jechać! - kłócił się Louis, mimo, że każdy ruch sprawiał mu ból.
- Przykro mi, jest pan w bardzo złym stanie. - lekarze utrzymywali na swoim.
- Ale ja jestem jej bratem do cholery! - krzyknął. Mężczyźni jednak byli nieugięci. 
- Ja z nią pojadę. - powiedziałem.
- Przykro mi, ale tylko rodzina, może jechać. - powiedział lekarz.
- Jestem jej narzeczonym do kurwy! - wykrzyczałem...
 
- Nazwałeś się moim narzeczonym? - przerwała mi Kaja. Popatrzyłem na nią. Miała uśmiech na twarzy.
- Tak, tak wyszło. - powiedziałem zmieszany. - Nie ważne... - uciąłem. Dziewczyna zaśmiała się.

Razem pojechaliśmy do szpitala. Tam nas rozdzielili. Po tym jak założyli mi gips na złamaną rękę i opatrzyli mniejsze rany, od razu poszedłem szukać Kai. Zapytałem o to jakiegoś lekarza. Ten powiedział, że dziewczyna jest na sali operacyjnej. Więc usiadłem na korytarzu i czekałem. Niedługo potem przyszła Julia, Louis i Eleanor.  W końcu z sali wyszedł lekarz. Od razu wszyscy się na niego rzuciliśmy. 
- Co z nią? - zapytaliśmy prawie chórem. 
- Wszyscy państwo to jej rodzina? - zapytał z niedowierzaniem.
- Jestem jej bratem. - powiedział Louis.
- Ja siostrą. - powiedziała Julia. 
- Jestem jej kuzynką. - powiedziała El. 
- A pan? - mężczyzna spojrzał na mnie wyczekująco.
- Jestem kosmitą z Marsa i przyszedłem wykraść jej duszę. - powiedziałem sarkastycznie. - Jestem jej narzeczonym. - dodałem. Mężczyzna westchnął głośno.
- Dziewczyna doznała sporych urazów. Ma kilka ran ciętych, ale nic nie jest złamane. Niestety doznała poważnego urazu oczu. I jest niewidoma. Przykro mi. Muszę już iść. - powiedział i odszedł zostawiając nas wszystkich w cholernym osłupieniu. W końcu z sali wyszli inni lekarze, a nasza czwórka poszła do Kai.

Koniec retrospekcji
 
Dziewczyna zdawała się być nieobecna.
- Kaja? - dziewczyna obróciła się w moją stronę z wyrazem twarzy, z którego nie potrafiłem nic wyczytać. 
- Jestem ślepa? - pokiwałem głową, ale zorientowałem się, że przecież tego nie widzi.
- Tak. - powiedziałem cicho. 
- Żartujesz sobie? - bardziej stwierdziła, niż zapytała.
- Nie skarbie. - powiedziała Julia.
- Ja pierdole. - wyszeptała Kaja. - Przecież to niemożliwe! Kurwa nie dość, ze sierota to jeszcze ślepa! Kurwa! Kurwa! Kurwa. Przecież ja będę musiała zacząć życie od nowa! Nie ma mowy w ogóle. Nie ma mowy! - uderzyła ręką w łóżko. - Zostawcie mnie samą. - powiedziała.
- Al... - zaczęła Julia, ale przerwała. Skinęła na mnie i wyszliśmy.

*** Oczami Kai ***
 
Kiedy usłyszałam, że jestem ślepa, chciałam zostać sama. Obróciłam się na bok i zaczęłam płakać. To nie może być prawda. Teraz będę dla nich tylko ciężarem. Nie mogę im wszystkim tego zrobić. ale jednocześnie nie powinnam się poddawać. "Mówiłam, żebyś nie jechała" usłyszałam ten sam głos co przed wyjazdem. Wprawił mnie w poczucie winy i wyrzuty sumienia.
- Przepraszam. - powiedziałam cicho, nawet nie wiem do kogo. - Kompletnie nie wiem co mam zrobić. - wyszeptałam płaczliwie. Jak ja dalej mogę żyć? 
 
____________________________________________
 
Dzisiaj rozdział krótszy, bo siedzę w bunksze i chronię się przed Waszym gniewem, a tu mam słaby internet. No to, ten.... Wesołych Świąt Wielkanocnych i w ogóle... Kocham Was.. Wy mnie nie? Emm... Ten... No... To ja spędzę Wielkanoc w bunksze...

 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz